googleb4f6e4125b867f46.html

5 czerwca 2011

Leary: prorok LSD i Internetu


ADAM SZOSTKIEWICZ

Nixon nazwał go wrogiem publicznym numer jeden, Stanisław Tokarski, polski specjalista od Orientu – „Hitlerem psychodeliki”. Timothy Leary zmarł dwa lata temu; nie wyrzekł się wiary w wolność zgłębiania potencjału psychiki.

W tym roku wyszła w Polsce jedna z jego najgłośniejszych książek, „Polityka ekstazy”. Oryginał ukazał się 30 lat temu, w „owym roku” 1968, kiedy bunt młodzieży i nonkonformistycznej inteligencji osiągnął apogeum. Leary zdobył sławę jako głosiciel wyzwalającej mocy LSD i radykalny krytyk tradycyjnej psychiatrii, a gdy bunt lat 60. się „ustatecznił”, zafascynował się rewolucją informatyczną.

SZALONY AKADEMIK
Przeciwnicy zrobili z niego niebezpiecznego szarlatana, świętokradczo wynoszącego chemiczny środek odurzający do rangi nowego sakramentu. Chemiczna ścieżka oświecenia, doświadczenie mistyczne w sekundę, no może w godzinę czy siedem? To nie mogło się podobać. A gdy do pochwały LSD jako środka rewolucjonizującego ludzką osobowość dodał Leary doktrynę swobody obyczajowej i skrajnie zdecentralizowanego systemu politycznego, stał się w oczach establishmentu „czarnym ludem” kontrkultury. Na „szalonego” akademika (studiował psychologię w Berkeley, w 1950 roku ogłosił rozprawę o „interpersonalnej diagnozie osobowości”, wykładał i prowadził eksperymenty na Harvardzie do roku 1963) spadły represje. Z uczelni wylano go pod pretekstem, że opuścił zajęcia bez zgody władz.
Przed ekspulsją Leary prowadził eksperymenty z środkami wywołującymi nieznane „normalnie” stany świadomości. Z grzybami halucynogennymi, doskonale znanymi Indianom, zetknął się w 1960 r. w Meksyku; po okresie wahań i oporów doszedł do wniosku, że „psychodeliki” istotnie poszerzają ludzką świadomość, pozwalają wręcz dotrzeć do wewnętrznej „boskości” i że mogą służyć celom terapeutycznym. Innymi słowy, odrzucił aksjomat, że środki psychodeliczne produkują jedynie stany typowe dla psychozy. Z tym przekonaniem wrócił na Harvard. W eksperymentach Leary’ego uczestniczyli jego koledzy z uczelni, studenci, więźniowie, poeci z pokolenia beatników, muzycy jazzowi. Okazało się, że w wielu przypadkach psychodeliki czyniły przyjmujące je osoby otwartymi na pozytywne przemiany. Na przykład większość więźniów nie popadła w ciągu dwóch lat od eksperymentu w recydywę.
W roku 1961 Leary po raz pierwszy spróbował LSD. Ten związek chemiczny, bezbarwny, bezwonny, łatwy w syntezie, aktywizuje układ nerwowy i świadomość człowieka, nie wywołując uzależnienia. W latach 50. i 60. jego wpływ na psychikę badano intensywnie w Czechosłowacji – czeskiego lekarza Stanislava Grofa, który wyemigrował do USA, uważa się za największego naukowego eksperta w tej dziedzinie. Grof twierdził, że w trakcie doświadczeń z LSD obserwujemy zjawiska wymykające się tradycyjnej psychologii Zachodu, możliwe natomiast do opisania językiem Jungowskiej psychologii głębi. LSD staje się więc wrotami, prowadzącymi na spotkanie ze światem bóstw, duchów złych i dobrych, bohaterów baśni i legend znanych wielu kulturom i religiom, a w końcu ze światem, w którym znika poczucie odrębności „ja” i pojawia się ekstatyczne doznanie tożsamości z Kosmosem i przenikającą go Świętością. Taka „podróż” przenosi nas poza rejon powszedniej percepcji. Ale dokąd?

„BYŁEM STUBARWNYM DYWANEM”
18 lat temu Jerzy S. Sito wydał małą książeczkę pod tytułem „LSD”, zawierającą zapis jego doświadczeń z tą substancją. Pisał: „Byłem stubarwnym dywanem, który wciąż się rozszerza. Ten rozrost był teraz inny; geometryczny, dźwiękowy. Wypryskiwałem na boki drobnymi cząstkami rysunku, tak właśnie jak dywan perski, rosnący pod ręką tkacza. (...) Ten wzór był tak doskonały w każdej swej cząstce, iż nie miał początku ni końca. Nie miał też centrum: przedziwne! Wybiegał z niczego, donikąd. Gdzie ja tu jestem, u licha? Co mnie właściwie stanowi? (...) Ciało moje jest dodatkiem do rytmu, który opuszcza i wznosi, opuszcza i wznosi; mechanizm jakiejś potwornej pompy. Wybiegam wraz z nim pod niebo i opuszczam się w głąb, w nieskończoność. To spółkowanie z wszechświatem nie ma cech erotycznych; nie mogę tego określić. Jest to przeżycie wspaniałe, w istocie swej erotyczne, lecz nie mające związku z żadnym doznaniem zmysłowym. W końcowych swych fazach jest tak intensywne, tak straszne, że znów graniczy ze śmiercią”.
Doświadczenia tego rodzaju musiały budzić zainteresowania psychologów i psychiatrów, a także artystów. Leary nie poddał się LSD bez oporu. Nie był „psychodelicznym populistą”, zachęcającym wszystkich i wszędzie do eksperymentów z „halucynogenami”. Przez pewien czas zgadzał się z Aldousem Huxleyem, że LSD nie powinno wyjść poza krąg „wtajemniczonych”. Huxley opisał swe przeżycia psychodeliczne w słynnych „Wrotach percepcji” (stąd nazwa rockowego zespołu Jima Morrisona „The Doors”, zdjęcie Huxleya umieścili Beatlesi na okładce „Sergeant Pepper’s Lonely Hearts Club Band”), wydanych w roku 1964. Huxleya z kolei zaznajomił z psychodelikami brytyjski psychiatra Humphrey Osmond, który używał meskaliny w terapii alkoholików (w tym samym celu sięgano w latach 50. i 60. po LSD). Wdowa po Huxleyu, Laura, opowiada, że jej mąż błagał Leary’ego, aby „trzymał gębę na kłódkę w sprawie LSD”. Autor „Nowego, wspaniałego świata” uważał, że środek wywołujący tak głębokie przemiany świadomości może być bardzo przydatny społecznie, bo w człowieku zawsze istnieje potrzeba „częstych chemicznych urlopów od niemożliwego do zniesienia ego”.
Leary, syn irlandzkich katolików, niedoszły absolwent wojskowej akademii West Point, ojciec dwojga dzieci, owdowiały po samobójstwie pierwszej, 35-letniej żony, tuż przed czterdziestką rozstał się ze światem establishmentu, by nigdy już doń nie powrócić. Rozstanie ułatwiła mu przyjaźń z poetą Allenem Ginsbergiem, który przekonał go, że podejście Huxleya było elitarne i groziło wystawieniem nowoczesnego, masowego społeczeństwa na łup „inżynierów dusz”, uzurpujących sobie prawo do decydowania, kto i na jakich warunkach ma mieć dostęp do technik i środków rewolucjonizujących ludzką świadomość. Kontakt z LSD zmienił gruntownie stosunek Leary’ego do świata. „Moje doświadczenie z »kwasem« mieści się w klasycznej definicji przeżycia mistycznego czy tak zwanego widzenia – tłumaczył po wielu latach eksperymentów z tym psychodelikiem – chce ci się śmiać, ale z czego? Z tego, co przedtem traktowałeś tak szalenie serio – że jesteś Brytyjczykiem czy Żydem, tym czy tamtym – gdy tymczasem tak naprawdę kłębi się w tobie niewyobrażalny chaos.”

KOMPUTER: NOWE LSD
„Misjonarska” działalność Leary’ego, propagującego publicznie – choć bez agitacji – psychodeliki nie wywoływała jednak śmiechu rządu. W roku 1970 Leary uciekł z więzienia w Kalifornii, gdzie odsiadywał 10-
-letni wyrok za posiadanie dwóch skrętów z marihuaną. Wraz z trzecią żoną opuścił Stany Zjednoczone, ale agenci CIA wytropili go i aresztowali w Afganistanie w 3 lata po ucieczce i sprowadzili z powrotem do Ameryki – do więzienia. Po upadku Nixona wyrok skrócono; w roku ’76 Leary wyszedł na wolność. Jeździł z wykładami, pisał książki, obserwował z rosnącą fascynacją rewolucję informatyczną. LSD i „infostradę” łączyło według niego dążenie do poszerzenia strefy poznania i międzyludzkiej komunikacji. Rodząca się kultura cyberprzestrzeni była dla niego owocem lat 60. z ich kultem samopoznania i samorealizacji. Bez problemu odnalazł się więc w latach 80. i 90. „Wiem, że może to brzmieć głupio, ale zawsze byłem filozofem-dysydentem. W latach 50. wyrwaliśmy władzę w zakresie diagnozy i terapii z rąk lekarzy i stworzyliśmy terapię grupową. W latach 60. odebraliśmy lekarzom władzę farmakologiczną i wiadomo, jak się to skończyło, a w 80. chodziło o odebranie władzy komputerowej koncernom takim jak IBM, dziś chodzi o odebranie władzy nad komunikowaniem się w skali globu mass mediom, które zawsze były techniką kontrolowania, manipulowania i programowania umysłów” – mówił dwa lata przed śmiercią.
Komputer był dla autora „Polityki ekstazy”, podobnie jak LSD, środkiem komunikacji międzyludzkiej; LSD nie zażywał nigdy w samotności, komputer osobisty był dla niego „psychodelikiem” nowej generacji. W miarę postępów rewolucji informatycznej, stracił początkowy entuzjazm dla „wirtualnej rzeczywistości”, coraz większe znaczenie wiązał zaś z Internetem. Ale pod warunkiem, że „cybernauci” nie będą tylko samotnikami gadającymi do swych monitorów w izolacji od siebie i świata („sieć” ma służyć kontaktowi pomiędzy osobami, „interaktywnej” komunikacji), oraz że kontroli nad Siecią nie przejmą „cyberkorporacje”. Leary nie byłby sobą, prorokiem, „filozofem-dysydentem”, gdyby nie dopatrzył się w cyberrewolucji zapowiedzi nowego społeczeństwa, zbudowanego na zasadach wolności jednostki i osobistego rozwoju.

WĄTPLIWOŚCI
Czy Leary nie był po prostu fanatykiem, jeszcze jednym ideologiem, tyle że bez realnej władzy, a więc (Bogu dzięki!) bez możliwości wcielania w życie swej wizji uszczęśliwienia jednostki i społeczeństwa? Czy nie był zdolnym manipulatorem, używającym tak krytykowanych przez siebie mediów do rozpowszechniania swych idei? Czy nie dał szalonego wywiadu „Playboyowi” (1966), czy nie zaaranżował w 1994 swego aresztowania na lotnisku w Austin, w Teksasie, gdzie ostentacyjnie zapalił papierosa w proteście przeciwko antynikotynowym polowaniom na czarownice? Czy nie zrobił internetowego widowiska z własnego umierania na raka, czy nie kazał wystrzelić swych prochów na orbitę okołoziemską, o czym oczywiście rozpisywała się prasa?
Te pytania są zasadne, nie trzeba być agentem CIA, żeby je postawić. Dla mnie najważniejsze są dwie wątpliwości. Pierwsza dotyczy samego LSD. Może być tak, jak twierdził Leary, że środek ten istotnie otwiera i poszerza ludzką psychikę, ale chemia pozostaje chemią. Można dyskutować o wartości doświadczenia religijnego czy estetycznego osiąganego taką drogą w porównaniu z podobnym, osiągniętym drogą medytacji. Co warte jest więcej, co ma trwalsze i głębsze skutki – „ekspresowa” ścieżka chemiczna czy studia nad Jungiem? Można zastanawiać się nad wartością dowodową wspomnianego eksperymentu z więźniami; w znanych mi źródłach nie ma szczegółów i tak naprawdę nie wiadomo, co wywołało pozytywną przemianę w osobach, którym podano LSD, ani jak była ona trwała. Trzeba też wziąć pod uwagę argumenty lekarzy-psychiatrów, którzy obstają przy tezie, że psychodeliki burzą osobowość, indukują psychozę, prowadzą ludzi do katastrofy.
Z tym łączy się druga wątpliwość. Co Leary ma do powiedzenia o ofiarach LSD? Mówi o nich twardo, bez cienia współczucia, bez poczucia współodpowiedzialności za ich nieudaną „podróż” przez wrota percepcji ku „boskości” w nich samych. W jednej z rozmów zasłania się sloganem, że jest mu obce pojęcie wstydu (winy), „wywodzące się z filozofii judeochrześcijańskiej”. I dodaje: „To rząd zaprogramował ludzi do brania LSD i wyskakiwania przez okno. Ja mówiłem: bierzcie LSD i z rozwagą poznawajcie boskość w waszym wnętrzu”. Leary unikał odpowiedzi na pytanie: no dobrze, ale co zrobić z tymi, którzy pana posłuchali, wzięli i na zawsze pogrążyli się w chaosie? Tak jakby słabi go nie interesowali.


23 lutego 2011

40 listków LSD


We wtorek policjanci przeszukali mieszkanie na Czechowie. Był przy tym właściciel lokalu, który je wynajmował. Znaleźli ponad 4,2 kilograma suszu marihuany. 

- Policjanci poczekali na właścicieli narkotyków – mówi Arkadiusz Arciszewski, z KWP w Lublinie. - Wkrótce w mieszkaniu zjawili się mężczyzna i kobieta. Byli bardzo zaskoczeni widokiem funkcjonariuszy. Przy 26-latku funkcjonariusze znaleźli woreczek z blisko 1 gr. marihuany.

Tego samego dnia policjanci przeszukali również drugie wynajmowane przez parę mieszkanie. Znaleźli 600 gram suszu marihuany, blisko 50 gram amfetaminy oraz 41 listków LSD. Z przechwyconych narkotyków można przygotować blisko 17 tys. porcji marihuany oraz prawie pół tysiąca działek amfetaminy.

26-letni Bartłomiej D. i 24-letnia Dorota M. trafili do policyjnego aresztu. Wczoraj sąd zastosował wobec 24-latki policyjny dozór. Grozi jej kara 10 lat pozbawienia wolności. Dzisiaj sąd podejmie decyzję o dalszym losie 26-latka. Ponieważ to nie pierwsze jego zatrzymanie za przestępstwa narkotykowe, grozi mu 15 lat więzienia. 

- Policjanci ustalają, w jaki sposób zdobyli narkotyki oraz komu je udostępniali – dodaje Arciszewski.

LSD Influence Behind New Album


Red Hot Chili Peppers Reveal LSD Influence Behind New Album

Jeff Kravitz, FilmMagic
It's been five years since the release of the sprawling epic that was 'Stadium Arcadium' and Red Hot Chili Peppers are set to return with their 10th album and, according to frontman Anthony Kiedis, the band have named the new collection after a friend's experience with LSD.

Speaking to Spin, Kiedis revealed that the album has the working title of 'Dr Johnny Skinz's Disproportionately Rambunctious Polar Express Machine-head' -- a moniker that really -- ahem -- trips off the tongue.

"He [the friend] was reminiscing about one of his legendary acid trips," Kiedis said, "and told us that he had been playing a sold-out show to the planets and moons, and his No. 1 hit was, well, that title."

Kieidis was quick to point out that the name might not stick beyond the recording process. He added, "We found it so funny that we told him for as long as the album was under the radar, that that would be our nickname for it."

The singer went on to explain that a combination of guitarist John Frusciante's departure -- since replaced by Josh Klinghoffer -- and bassist Flea's piano lessons had altered the dynamic of the band in a positive way.

"Before, some of our jams were a bit hit-and-miss," Kiedis said. "On this record, a decent number of songs were actually thought out and planned in a way we had never done before. That is, with Flea's new knowledge of music theory, we explored the writing process with a bit more precision."

Psychedelic Drugs Liberate the Mind, Destroy Preconceptions of the Divine


By Kevin W. McCarty
Published on February 22, 2011
Some people just can’t take a joke. Luckily, there is a cure for this. The cure goes by many names, but all fall within the category of psychedelics. If a hundred idiots all agree that a falsehood is truth, does this make it so? No, it does not. This is the concept of “consensus reality,” and any person who has tried a psychedelic drug is already intuitively aware of it.
Taking magic mushrooms, acid or DMT is sure to replace any false paradigm within the user’s mind with some semblance of a personal truth. For the person with a chill, flexible personality, this transformation will manifest as something close to divine inspiration. For the cold, stiff douchebag personality, this transformation will certainly be unpleasant, and may manifest as insanity. Luckily, if you’re not a douchebag, you will be fine. And if by chance you are, I really don’t give a shit what happens to you.
Political correctness is the essence of a false paradigm.
“Let’s all agree to avoid controversy because we’re too ‘pussified’ to deal with any challenging topic of conversation!”
Yeah, fuck that.
Real, accepting people don’t steer clear of emotionally-charged language — they attack it with a fearless attitude and effectively dissolve any antagonism by replacing it with humor. Real nonracists don’t have white guilt — they have human pride.
Although there is no evidence to prove that the English author Lewis Carroll actually took psychedelic drugs, his book Through the Looking Glass illustrates many of the “flexifying” concepts that psychedelic drugs bring to light in the mind of the user. Alice, as she confronts various fantastic characters during her journey through Wonderland, eventually confronts the fragile egg-man, Humpty Dumpty. Humpty Dumpty shows Alice by means of a confusing and twisted conversation that she is an idiot to believe that a word has only one meaning. When Alice completely confuses Humpty Dumpty’s meaning, he sets her aright: “When I use a word,” Humpty Dumpty said, in a rather scornful tone, “it means just what I choose it to mean, neither more nor less.”
If I had any actual antagonism toward those humans among us who have genetic disabilities, then I’d be a real asshole. Moreover, if I were to proclaim such awful prejudices in a publicly read column, I’d be an idiot, too. When I use a word, it means exactly what I mean it to. When I use the word “cunt,” I am referring to a police officer. When I use the word “retard,” I am referring to Congressmen, not fellow human beings endowed with Down syndrome. If some other person decides to interpret my words as his/her own, stick-up-the-ass fashion, it is his/her problem, not mine.
Our beloved college newspaper has featured several editorial pieces lately arguing the existence of God. Most of these editorials have begun with the assumption that God is a solid idea that can be proven or disproven. This assumption comes from the centuries of proselytizing by the Roman Catholic Church and various other religious zealots who took their idea from powerful priests reading Biblical scripture for purposes of control. What these editorials have failed to acknowledge is that God is only a word, and it is a word that has no true definition.
You can go by a definition of God that was handed to you by an idiot and go through life feeling confused and divided, or you can disregard the ignorance of the idiot and define the word yourself. It is psychedelic drugs that finally persuaded me toward the divine liberation of the latter course. Do you feel a power around you that is greater than yourself? Today, I do, and magic mushrooms led me to realize it. You may feel likewise, or may not, but I guarantee that if you truly seek the truth of the universe then psychedelics will help you realize something similar.
Magic mushrooms can turn an atheist into a free-spirited religious scholar. LSD can turn a depressed recluse into a joyous and eccentric character, which in my mind is a terrific improvement. DMT can induce the world’s strictest skeptic to doubt his own doubt. Sometimes a skeptic does not doubt from intelligence, he doubts because he is using an idiot’s definition to describe the majesty of the cosmos.
There is a higher power, and that higher power has a wonderful sense of humor. Just look at the platypus. That higher power loves you. Just look into the eyes of your family and loved ones. If we were indeed made in God’s image, then every single human being on planet earth is capable and authorized to define God as they see fit. I represent myself, therefore, I represent God. If that sentence makes you angry, then shut the fuck up and go take some acid.

29 stycznia 2011

Kwas znaleziony przez policję

Washington Man Arrested Near Lakeview With Marijuana, LSD, Mushrooms

Oregon State Police troopers arrested a Seattle, WA man Tuesday, after ten pounds of marijuana, psilocybin mushrooms and LSD were all found in his vehicle. Troopers pulled over Russell Jay Heller, 46, for speeding Tuesday afternoon. During an investigation, the drugs were found throughout the vehicle. Heller was arrested, taken to Lake County Jail, where he faces a long list of charges, including Unlawful Possession, Delivery and Manufacture of a Controlled Substance, two counts of Unlawful Possession of a Schedule I Controlled Substance, as well as an outstanding warrant from Jackson County.



25 lat za kwas - amerykańskie prawo :/

Man accused of hiding LSD
JANUARY 29, 2011 
Cedar Rapids man was arrested Thursday after allegedly hiding drugs on a popular candy.
Rhett Alan Jolliffe, 32, was charged with possession of lysergic acid diethylamide, or LSD, from a Sept. 12, 2009, traffic stop in which he was stopped for suspected drunken driving, the Johnson County Sheriff's Office said.
According to the arrest report, Jolliffe was pulled over at Highway 1 and Hawk Ridge and was found to have a foil wrapped package inside a cigarette box. Inside the foil package were 10 pink PEZ candies, which were later found to have drops of LSD on them, police said.
Jolliffe admitted to buying 12 hits of LSD when he drove to Iowa City and took two of them, the report said. The state crime lab determined that the candy had LSD on them, police said.
Jolliffe remained in the Johnson County Jail on a $10,000 cash only bond. If convicted of the Class B felony, he faces up to 25 years in prison.

Rare footage of 1950s housewife in LSD experiment


Grandma on acid! Researcher finds rare footage of 1950s housewife in LSD experiment

By DAILY MAIL REPORTER
Last updated at 11:28 PM on 18th January 2011

  • Author discovers TV excerpt while researching Aldous Huxley biography
  • 'I'm part of the air... I can see all the molecules,' says spaced-out volunteer
Next time you hear someone say 'Back in the olden days, we had to make our own fun', this is probably what they are talking about.
An American biographer - doing research for a book on pioneers in the field of hallucinogenic drug experimentation - has stumbled upon footage of a prim and proper housewife struggling with the effects of LSD.
The bizarre and slightly creepy footage shows a doctor dosing up the young woman and filming the consequences.
By now, of course, she's likely to be somebody's grandmother.
LSD
Experiment: Dr Sidney Cohen with his test subject, a well-dressed and 'normal' LA housewife
Biographer Don Lattin said he came across the footage while preparing a group biography of British writer Aldous Huxley, philosopher Gerald Heard, and Bill Wilson, the co-founder of Alcoholics Anonymous. 
Mr Lattin said: 'It's from a television programme, circa 1956, about mental health issues.
'The researcher, Dr Sidney Cohen, was dosing volunteers at the Veteran's Administration Hospital in Los Angeles.'
LSD
Down the hatch: The subject drinks her lysergic acid and embarks upon her first 'trip'. The footage provides a fascinating glimpse of how the drug totally warps the mind
LSD
'I don't have any inside': The tripping housewife struggles to explain what she is seeing and feeling but appears to be having a pleasant experience
Dr Cohen, seen sitting at a table and wearing a lounge suit  - his legs crossed in the classic I'm-a-scientist pose - interviews the unidentified housewife, who is dressed in her best black frock.
She tells the doctor: 'My husband is an employee here at the VA and he said they were looking for normal people, so I volunteered.'
Dr Cohen asks: 'How do you feel about coming here and drinking this strange material?'
She replies: 'A little nervous, perhaps.'
Aldous Huxley
Jim Morrison
Drug enthusiasts: Aldous Huxley, who wrote The Doors Of Perception after taking mescaline, and Jim Morrison, who named The Doors after Huxley's book
In the unintentionally comical manner that seems to be the preserve of 1950s training films, the camera zooms in on an innocuous-looking glass of clear liquid on the table, as the good doctor says: 'Well, I think it's time for you to have your lycergic acid. Drink this down and we'll be back after a while and see how you're doing.'
As the housewife obediently drains the glass and Dr Cohen smiles benevolently, a dramatic voice-over explains: 'This is a glass of water, colourless, tasteless. It contains 100 gamma of LSD 25. One tenth of a milligram, the equivalent of one 600th of a grain.

GOOD TRIP, BAD TRIP

Lysergic acid diethylamide, abbreviated to LSD and known colloquially as acid, is a psychedelic drug well known for its psychological effects.
Symptoms include altered thinking processes, hallucinations, synaesthesia (where senses are joined - so one can 'taste' colours or 'see' sounds), an altered sense of time and spiritual experiences.
It had a key role in 1960s hippy counterculture, and has been tested by the U.S. military and CIA as an aid in battle, truth serum and mind-control agent.
Regular users talk of 'bad trips', where the spiritual feelings and hallucinations give way to hellish visions and overwhelming anxiety. Bad trips have led to drug-related suicides. 
'An ounce of this material will make 150,000 such doses. Let us observe the affect some three hours later.'
Unsurprisingly, three hours later the housewife is insanely high.
She says: 'Everything is in colour and I can feel the air. I can see it, I can see all the molecules - I'm part of it. Can't you see it?'
Dr Cohen asks: 'How do you feel inside.'
She replies: 'Inside? I don't have any inside.'
Mr Lattin said: 'Aldous Huxley, who first tried mescaline in 1953 and wrote about it in his seminal book The Doors Of Perception, got Gerald Heard interested in the spiritual potential of psychedelic drugs. 
'Heard then turned to Bill Wilson, guiding him on an LSD trip supervised by Dr Cohen in the summer of 1956 - perhaps in the same room we see in this video.
'Wilson, who started AA in the 1930s, thought LSD could help alcoholics have the spiritual awakening that is such an important part of the 12-step recovery programme he popularised. 
'Heard and Huxley set the stage for better-known psychedelic research.'
Huxley's early work also inspired a more layman drug researcher called Jim Morrison, who called his band The Doors after Huxley's The Doors Of Perception.  


Read more: http://www.dailymail.co.uk/news/article-1348080/Grandma-acid-Researcher-finds-rare-footage-1950s-housewife-LSD-experiment.html#ixzz1CS5cpDpq