Przedmowa
Istnieją takie przeżycia, o
których większość z nas woli milczeć, gdyż nie odnoszą się do codziennej
rzeczywistości i nie poddają racjonalnym wyjaśnieniom. Nie wywołują ich jakieś
szczególne zdarzenia zewnętrzne, są one raczej związane z naszym życiem
wewnętrznym. Najczęściej lekceważymy je, traktując jako wytwory wyobraźni, i
nie dopuszczamy ich do świadomości. I nagle, w sposób niezwykły, zachwycający
lub alarmujący, znane nam otoczenie ulega transformacji, ujawnia się nam w
nowym świetle, nabiera wyjątkowego znaczenia. Przeżycie tego rodzaju może być
słabe i ulotne jak muśnięcie powietrza, ale może też odcisnąć się głęboko w
naszych umysłach.
Jedno z zauroczeń tego rodzaju
przytrafilo mi się w dzieciństwie i do dzisiaj pozostało żywe w mojej pamięci.
Zdarzyło się to pewnego majowego ranka nie pamiętam już, który to był rok, lecz
wciąz jestem w stanie wskazać dokładnie miejsce tego wydarzenia, znajdujące się
na leśnym szlaku, prowadzącym na Martinsberg, powyżej Baden, w Szwajcarii.
Kiedy spacerowałem tam pomiędzy świeżo zazielenionymi drzewami, rozświetlonymi
porannym słońcem i wypełnionymi ptasim śpiewem, wszystko naraz pojawiło się
skąpane w niezwykle czystym świetle. Czy przyczyną tego było coś, czego po
prostu wcześniej nie zauważyłem ? A może odkrywałem wiosenny las we właściwej
mu postaci? Świecił najcudowniejszym blaskiem, przemawiając do serca w taki
sposób, jakby chciał mnie objąć swoim dostojeństwem. Byłem wypełniony błogim
poczuciem radości, jedności i bezpieczeństwa.
Nie mam pojęcia, jak długo stałem
tam oczarowany. Kiedy ruszyłem dalej, przypominam sobie tylko niepokój, który
poczułem, gdy blask powoli niknął. W jaki sposób tak realna i przekonująca
wizja, tak bezpośrednio i głęboko odczuta, mogła się tak szybko skończyć? I w
jaki sposób mógłbym się nią z kimś podzielić, do czego skłaniała mnie
przepełniająca mnie radość, skoro wiedziałem, że żadne słowa nie są w stanie
oddać tego, co zobaczyłem. Wydawało się dziwne, że ja, jako dziecko, zobaczyłem
coś tak wspaniałego, coś, czego dorośli z pewnością nie doświadczyli, gdyż
nigdy nie słyszałem, aby o czymś takim wspominali. W okresie dzieciństwa
jeszcze kilka razy przeżywałem podobnie euforyczne stany podczas wędrówek przez
lasy i łąki. To właśnie te doświadczenia ukształtowały zręby mojego
światopoglądu i przekonały mnie o istnieniu cudownej, potężnej i niezgłębionej
rzeczywistoci, która pozostawała ukryta przed codziennym spojrzeniem.
Moim częstym zmartwieniem tamtych
dni była wątpliwość, czy kiedykolwiek, już jako dorosły, będę w stanie
podzielić się z kimś tymi dowiadczeniami; czy będę miał okazję przekazać swoje
wizje poprzez poezję czy malarstwo. Lecz wiedząc, że nie zostałem stworzony na
poetę czy artystę, podejrzewałem, że będę zmuszony zachować te cenne przeżycia
wyłącznie dla siebie. Nieoczekiwanie - nieledwie przez przypadek i dużo
później, kiedy byłem już w średnim wieku, te wizyjne doświadczenia z
dzieciństwa połączyły się z moimi zajęciami zawodowymi.
Chęć uzyskania wglądu w strukturę
i esencję materii spowodowała, że wybrałem zawód chemika.
Ponieważ od dziecka interesowałem
się światem roślin, postanowiłem specjalizować się w składnikach roślin
leczniczych. Podążając tym zawodowym tropem, zająłem się substancjami
psychoaktywnymi, powodującymi halucynacje, które w pewnych warunkach mogły
wywoływać stany wizyjne podobne do tych spontanicznych przeżyć, które opisałem.
Najważniejsza z tych halucynogennych substancji stała się znana jako LSD.
Substancje halucynogenne, jako aktywne związki, będące przedmiotem znacznego
zainteresowania nauki, znalazły zastosowanie w badaniach medycznych, w biologii
i psychiatrii a póniej, zwłaszcza poprzez LSD, szeroko wniknęły w kulturę
narkotykową.
Studiując literaturę związaną z
moją pracą stałem się świadomy, jak wielkie i uniwersalne znaczenie posiada
doświadczenie wizyjne. Pełni ono dominującą rolę nie tylko w mistycyzmie i
historii religii, ale także w twórczym procesie artystycznym, w literaturze i
nauce. Nowsze badania wykazują, że wielu ludzi doświadcza wizji w codziennym
życiu, choć większości z nas nie udaje się rozpoznać ich znaczenia i wartości.
Mistyczne przeżycia podobne do tych, które zaznaczyły się w moim dzieciństwie,
nie są najwidoczniej wcale takie rzadkie. W dzisiejszych czasach daje się zauważyć
duże zainteresowanie osiąganiem przeżyć mistycznych, wizyjnymi wglądami w
głębszą, pełniejszą rzeczywistoć niż ta, która jawi się naszej racjonalnej,
codziennej świadomości. W celu przekroczenia naszego materialistycznego sposobu
ujmowania świata, podejmowane są różnorodne wysiłki - nie tylko przez osoby
przystępujące do wschodnich ruchów religijnych, lecz także przez zawodowych
psychiatrów, którzy z głębokiego duchowego przeżycia czynią podstawową zasadę
terapii. Podzielam pogląd wielu współczenie żyjących ludzi, że kryzys duchowy
ogarniający wszystkie sfery zachodniego społeczeństwa przemysłowego może być
zażegnany jedynie poprzez zmianę naszego wyobrażenia o świecie. Powinniśmy
pokonać materialistyczny i dualistyczny pogląd, że ludzie i środowisko są od
siebie oddzieleni, oraz przyjąć do świadomoci rzeczywistość ogarniającą
wszystko, także doświadczające ego. Powinniśmy tym samym uświadomić sobie
istnienie sfery, w której ludzie czują jedność z ożywioną naturą i z całym
stworzeniem. Wszystko, co może się przyczynić do takiej fundamentalnej zmiany w
naszym postrzeganiu rzeczywistości, musi w związku z tym zasługiwać na szczerą
uwagę. Najważniejszymi wśród tych propozycji są różne metody medytacji, zarówno
religijnej, jak i świeckiej, które mają na celu pogłębienie oglądu
rzeczywistości poprzez całościowe doświadczenie mistyczne. Inną ważną, choć
ciągle budzącą liczne kontrowersje, cieżką prowadzącą do tego samego celu jest
użycie halucynogennych psychofarmaceutyków, posiadających właściwość zmieniania
stanów świadomoci. LSD znalazło takie zastosowanie w medycynie, w
psychoanalizie i psychoterapii, wspomagając pacjentów w dostrzeganiu
prawdziwego znaczenia ich problemów.
Celowe prowokowanie mistycznych
doświadczeń, szczególnie przy użyciu LSD i podobnych związków halucynogennych,
zawiera, w przeciwieństwie do spontanicznych dowiadczeń wizyjnych, zagrożenia,
których nie wolno umniejszać. Praktycy muszą wziąć pod uwagę szczególne skutki
użycia tych substancji, a zwłaszcza ich zdolność do wpływania na świadomość,
najskrytszą esencję naszego bytu. Dotychczasowa historia LSD pokazuje
wystarczająco wyraźnie, jakie katastrofalne skutki mogą wystąpić, gdy głęboki
efekt działania tej substancji jest niewłaciwie oceniony, gdy jest ona mylnie
traktowana jako uprzyjemniający życie narkotyk. Zanim eksperyment z LSD może
stać się znaczącym doświadczeniem, muszą być przedsięwzięte szczególne,
wewnętrzne i zewnętrzne zabiegi. Złe i niewłaściwe użycie sprawiło, że LSD
stało się moim trudnym dzieckiem.
Moim pragnieniem wyrażonym tą
książką jest, aby przedstawić pełny obraz LSD, obraz jego powstania, działania,
możliwości wykorzystania oraz związanych z nim niebezpieczeństw, i aby
przeciwstawić się rosnącemu nadużywaniu tego niezwykłego specyfiku. Mam przez
to nadzieję położyć szczególny akcent na potencjalne użycie LSD, które powinno
być zgodne z jego charakterystycznym działaniem. Wierzę, że kiedy ludzie w
przyszłości nauczą się rozsądniej wykorzystywać halucynogenny potencjał LSD - w
odpowiednich warunkach, w praktyce medycznej i w połączeniu z medytacją - wtedy
moje trudne dziecko może stać się dzieckiem cudownym.
Przedmowa do wydania
kieszonkowego z 1993 roku, w 50 lat po odkryciu LSD.
W zakończeniu przedmowy napisanej
osiemnaście lat temu została wyrażona nadzieja, że trudne dziecko może stać się
dzieckiem cudownym, o ile nauczy się lepiej wykorzystywać swoje niezwykłe,
psychiczne właściwości. LSD pozostaje jednak, jak dotąd, dzieckiem trudnym. Z
początku środek ten służył niemal wyłącznie medycynie oraz badaniom biologicznym.
W latach sześćdziesiątych trafił jednak na czarny rynek i stał się popularnym,
masowo spożywanym narkotykiem - głównie w USA - co rodziło wiele problemów.
Służby medyczne wprowadziły w związku z tym drakoński zakaz używania tej i
podobnych substancji, który dotyczył także praktyki medycznej w obszarze
psychologii i psychiatrii. Zakaz ten obowiązuje do dziś. Choć prywatne użycie
LSD nie zanikło z wszystkimi niebezpieczeństwami i negatywnymi skutkami
związanymi z nielegalnym rynkiem administracyjne restrykcje doprowadziły do
zawieszenia badań medycznych, Trudności, jakie napotyka psychiatria ze strony
administracji, na drodze ponownego udostępnienia medycynie tego specyfiku, nie
zostały do dziś dnia przezwyciężone. Jest to trudne do zrozumienia, gdyż wyniki
badań wykazują, że medyczne użycie LSD nie powoduje żadnych zagrożeń, a
wykorzystanie go w psychiatrii jako lekarstwa wspomagającego terapie byłoby
wskazane. Zakaz ten budzi obiekcje także i z tego powodu, że w znanych
meksykańskich, magicznych narkotykach, które od stuleci były wykorzystywane w
celach medycznych, znalezione zostały substancje podobne do LSD. Cenne
doświadczenia związane z tymi związkami warte są więc dokładnego zbadania.
To nie przypadek, że LSD
utorowało drogę do mojego laboratorium magicznym narkotykom. Wynika to ze
zbliżonych skutków psychicznych, jakie wywołują magiczne rośliny i LSD, co
odkryli etnolodzy i botanicy badający ich wykorzystanie przez Indian
zamieszkujących południowe, górzyste tereny Meksyku. Z tego powodu ich chemiczne
badania były prowadzone w tym samym laboratorium, w którym odkryto LSD. Ich
analiza przyniosła nieoczekiwane rezultaty, świadczące o tym, że struktury
chemiczne LSD i czynnych substancji, pochodzących z tych roślin, są bardzo
podobne. LSD należy do grupy maksykańskich, magicznych narkotyków zarówno jeśli
chodzi o budowę chemiczną, jak i rodzaj psychicznego oddziaływania, co stało
się istotnym wnioskiem naukowym.
Przygoda związana z odkryciem LSD
miała swoją niespodziewaną kontynuację piętnacie lat później, w postaci
ekscytujących badań nad pradawnymi, magicznymi narkotykami. Opis tych wydarzeń
zajmuje dużą część niniejszej książki.
1. Jak powstało LSD
W obszarze naukowej obserwacji
szczęście sprzyja tylko tym, którzy Są gotowi.
Louis Pasteur
Ciągle słyszę lub czytam, że LSD
zostało odkryte przez przypadek. To tylko część prawdy. LSD zostało powołane do
istnienia w ramach regularnego programu badawczego, a “przypadek” zdarzył się
znacznie później, kiedy LSD miało prawie pięć lat. Wówczas to doświadczyłem jego
nieprzewidywalnego działania w swoim własnym ciele lub raczej - w swoim własnym
umyśle.
Oglądając się wstecz na przebieg
mojej kariery zawodowej - w celu prześledzenia znaczących wydarzeń i decyzji -
mogących mieć wpływ na moją pracę, która zaowocowała syntezą LSD, stwierdzam,
że najbardziej decydującym krokiem był tu mój wybór miejsca zatrudnienia po
ukończeniu studiów chemicznych. Gdyby moja decyzja była inna, wówczas ta
substancja, która stała się znana całemu światu, mogła była nigdy nie zostać stworzona.
A zatem, aby opowiedzieć historię o powstaniu LSD, muszę dotknąć nieco tematu
mojej kariery chemika, gdyż te dwa procesy są ze sobą nierozerwalnie powiązane.
Wiosną 1929 roku, po ukończeniu
studiów chemicznych na uniwersytecie w Zurychu, zatrudnilem się w
farmaceutyczno-chemicznym laboratorium naukowym zakładów Sandoz w Bazylei jako
współpracownik profesora Arthura Stolla, założyciela i dyrektora oddzialu
farmaceutycznego. Wybralem to stanowisko, gdyż zapewnialo mi okazję pracy z
produktami naturalnymi, podczas gdy dwie inne oferty pracy z firm chemicznych z
Bazylei były związane z pracą w dziedzinie chemii syntetycznej.
Pierwsze badania chemiczne
Już moja praca doktorska w
Zurychu pod kierunkiem profesora Paula Karrera dała mi okazję realizowania moich
zainteresowań w obszarze chemii związków pochodzenia zwierzęcego i roślinnego.
Używając soku żołądkowo-jelitowego węża winnicowego, przeprowadziłem
enzymatyczną degradację chityny, materiału, z którego są zbudowane skorupy,
skrzydła i szczypce owadów, skorupiaków i innych zwierząt niższych. Byłem w
stanie wywieść chemiczną strukturę chityny z produktu rozpadu w postaci cukru
zawierającego azot, uzyskanego w wyniku tej redukcji. Chityna okazała się być
analogiem celulozy, materiału budulcowego roślin. Ten ważny wynik, uzyskany
zaledwie trzy miesiące od rozpoczęcia badań, doprowadził mnie do uzyskania
doktoratu “z wyróżnieniem”. Kiedy zatrudniłem się w zakładach Sandoza, zespół
oddziału farmaceutyczno-chemicznego był ciągle niewielki. Czterej chemicy ze stopniami
doktora pracowali przy badaniach, zaś trzej w produkcji.
W laboratorium Stolla znalazłem
zajęcie, które całkowicie satysfakcjonowało mnie jako chemika-badacza. Celem,
jaki przyświecał profesorowi Stollowi przy tworzeniu laboratoriów badawczych oddziału
farmaceutyczno-chemicznego była izolacja aktywnych czynników (tzn. efektywnych
składników) popularnych roślin leczniczych w celu wyprodukowania czystych
próbek tych substancji. Jest to szczególnie istotne w odniesieniu do roślin
leczniczych, których składniki aktywne są niestabilne lub których moc waha się
znacznie, co utrudnia ustalenie właściwej dawki. Gdy jednak aktywny czynnik
jest osiągalny w czystej postaci, możliwa staje się produkcja trwałych
farmaceutyków, których dawkę można dokładnie określić przez ważenie. Mając to
na uwadze, profesor Stoll wybrał do dalszych badań substancje pochodzenia
roślinnego o rozpoznanej wartości, uzyskane z takich roślin jak: naparstnica
(Digitalis), cebula morska (Scilla maritima) i sporysz żyta (Claviceps purpurea
lub Secale cornutum), które, mimo niestabilności i niepewnego dozowania, miały
jednak niewielkie zastosowanie w medycynie.
Moje pierwsze lata pracy w
laboratoriach Sandoza niemal wyłącznie poświęcone były badaniom aktywnych
składników cebuli morskiej. W prace te wprowadził mnie dr Walter Kreis, jeden z
pierwszych współpracowników profesora Stolla. Najważniejsze składniki tej
rośliny istniały już w czystej formie, a ich aktywne czynniki zostały z
niezwyklą wprawą wydzielone i oczyszczone przez dr. Kreisa, podobnie jak
składniki wełnistej naparstnicy (Digitalis lanata). Aktywne składniki
śródziemnomorskiej cebuli morskiej należą do grupy kardioaktywnych glikozydów
(glikozydy. substancje zawierające cukier) i służą, podobnie jak składniki
aktywne naparstnicy, w leczeniu niewydolności serca. Glikozydy nasercowe są
substancjami o bardzo dużej mocy działania. Ponieważ ich dawka lecznicza
niewiele różni się od dawki trującej, szczególnie ważne w tym przypadku jest
dokładne dozowanie, możliwe dzięki czystym składnikom. Kiedy zaczynałem pracę
badawczą, preparat farmaceutyczny zawierający Scilla glycosides był już
wprowadzony przez Sandoza do terapii, jednakże struktura chemiczna zawartych w
nim aktywnych składników, z wyjątkiem cukrów, pozostawała w znacznym stopniu
nieznana.
Moim głównym wkładem w badania
Scilli, w których uczestniczyłem pełen entuzjazmu, było objaśnienie chemicznej
struktury wspólnego szkieletu występujących w niej cukrów (glikozydów) poprzez
pokazanie, z jednej strony, różnic w stosunku do cukrów naparstnicy, z drugiej
zaś, ich strukturalnych związków z toksycznym składnikiem wyizolowanym z
gruczołów skórnych ropuchy. W 1935 roku te badania zostały na pewnym etapie
zakończone. Poszukując nowego obszaru badań, poprosiłem profesora Stolla o
umożliwienie mi kontynuacji badań nad alkaloidami sporyszu, które on rozpoczął
w 1917 roku, i które w 1918 roku doprowadziły do izolacji ergotaminy.
Ergotamina, odkryta przez Stolla, była pierwszym alkaloidem sporyszu uzyskanym
w czystej chemicznie postaci. Choć związek ten szybko zaczął odgrywać znaczącą
rolę w terapii (pod nazwą handlową Gynergen) jako środek homeostatyczny,
wykorzystywany w położnictwie oraz jako lek przeciw migrenie, badania chemiczne
sporyszu w laboratoriach Sandoza zostały zawieszone po wydzieleniu ergotaminy i
określeniu doświadczalnie jej wzoru sumarycznego. Tymczasem, na początku lat
trzydziestych, laboratoria angielskie i amerykańskie zaczęły określać chemiczną
strukturę alkaloidów sporyszu. Odkryto też wtedy nowy, rozpuszczalny w wodzie alkaloid
sporyszu, który podobnie mógł być wydzielony z macierzystego roztworu
uzyskanego w procesie produkcji ergotaminy. Sądziłem więc, że czas najwyższy,
aby Sandoz wznowił badania chemiczne alkaloidów sporyszu, które stawały się
istotne, bowiem w przeciwnym razie groziła nam utrata pozycji lidera w
badaniach medycznych. Profesor Stoll zgodził się na moją propozycję, choć
towarzyszyły temu pewne obawy. "Muszę cię ostrzec przed trudnościami,
wobec których staniesz, zajmując się alkaloidami sporyszu. Są to substancje
niezwykle wrażliwe, łatwo ulegają rozpadowi i są mniej stabilne niż
jakiekolwiek składniki, z którymi mialeś do czynienia podczas pracy z
glikozydami nasercowymi. Ale możesz spróbować".
Tak więc klamka zapadła i zająłem
się dziedziną badań, które stały się zasadniczym wątkiem mojej kariery
zawodowej. Nigdy nie zapomnę twórczej radości i niecierpliwego oczekiwania,
jakie czułem, podejmując badania alkaloidów sporyszu - obszaru poszukiwań w
tamtych czasach stosunkowo mało znanego.
Sporysz
Pomocne w tym miejscu byłoby
przytoczenie kilku podstawowych informacji na temat samego sporyszu. Jest on
produkowany przez niższe grzyby (Claviceps purpurea), które rosną jako parazyty
na życie, rzadziej na innych zbożach i dzikich trawach. Ziarna zaatakowane przez
ten grzyb stają się z początku jasnobrązowe, a potem zmieniają się w
zakrzywione, fioletowobrązowe strąki (sclerotia), które wydostają się z łuski z
miejsca, gdzie było ziarno. Sporysz jest klasyfikowany botanicznie jako
sclerotium, forma, którą przyjmuje w zimie. Sporysz żytni (Secale cornutum)
jest na wiele sposobów użyteczny medycznie.
Sporysz, bardziej niż inne
specyfiki, posiada fascynującą historię, w wyniku której jego znaczenie uległo
całkowitej przemianie: od trucizny, której się lękano, po wartościowe
lekarstwo, sprzedawane w drogich sklepach. Na scenę historii sporysz zawitał we
wczesnym średniowieczu jako przyczyna epidemii masowych zatruć, które dotykały
tysiące ludzi żyjących w tamtych czasach. Objawy zatrucia, którego związek ze
sporyszem nie był przez długi czas ludziom znany, były dwojakiego rodzaju:
gangrenowe (ergotismus gangraenosus) i konwulsyjne (ergotismus convulsivus).
Popularne określenia tego zatrucia, takie jak “mal des ardens”, “ignis sacer”,
“heiliges Feuer” czy “St' Antony's fire” [ ognie św. Antoniego] - odnoszą się
do gangrenowej formy tego zatrucia. Patronem ofiar zatrucia sporyszem jest w.
Antoni i to jego zakon jako pierwszy zajmowal się tego rodzaju pacjentami. Aż
do niedawna świadectwa wybuchów “epidemii” zatrucia sporyszem notowano w
większości krajów europejskich, włączając w to niektóre obszary Rosji. Wraz z
postępem w rolnictwie i od czasu stwierdzenia w XVII w, że chleb zawierający
sporysz był ich przyczyną, częstość i zasięg epidemii zatrucia sporyszem
znacznie się zmniejszyly. Ostatnia wielka epidemia zdarzyła się na terenach
południowej Rosji w latach 1926-27 Masowe zatrucie w miescie Pont-St.Esprit we
Francji, jakie zdarzylo się w 1951 roku, które wielu piszących o tym wydarzeniu
łączyło ze sporyszem, w rzeczywistości nie miało z nim nic wspólnego. Było
raczej wynikiem zatrucia związkami rtęci zawartymi w środku stosowanym do
czyszczenia ziarna.
Pierwsze wzmianki o medycznym
wykorzystaniu sporyszu pochodzą z roku 1582, z zielnika Adama Lonitzera
(Lonicerus), lekarza miejskiego z Frankfurtu, który wymienia go jako środek na
przyspieszenie porodu. Chociaż sporysz, jak stwierdza Lonitzer, był używany od
pradawnych czasów przez położne, lek ten trafił do oficjalnej medycyny dopiero
w 1808 roku, w wyniku pracy amerykańskiego lekarza Johna Stearnsa Account of
the Putvis Parturiens, a Remedy for Quickening Childbirth. Użycie sporyszu jako
środka przypieszającego poród nie trwało jednak długo, jako że lekarze stali
się wkrótce świadomi dużego zagrożenia dla dziecka.
Zagrożenie to związane było
głównie z niepewnością co do dawki, której przekroczenie prowadziło do skurczów
macicy. Z tego powodu użycie sporyszu jako leku w położnictwie zostało
ograniczone do przypadków postpartum hemorrhage (krwawienia poporodowego).
Dopiero w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku, w następstwie pojawienia się
sporyszu w licznych farmakopeach, zostały podjęte pierwsze próby wyizolowania z
niego substancji aktywnych. Jednakże żadnemu z badaczy, którzy zajmowali się
tym zagadnieniem w ciągu następnych stu lat, nie udało się wyodrębnić
właściwych substancji odpowiedzialnych za działanie lecznicze sporyszu. W 1907
roku Anglicy G. Berger i F. H. Carr jako pierwsi wyodrębnili ze sporyszu
aktywny, alkaloidowy preparat, który nazwali ergotoksyną, gdyż posiadał
właciwości w większym stopniu toksyczne niż lecznicze. (Preparat ten nie był
jednorodny, lecz stanowił mieszaninę kilku alkaloidów, co wykazałem trzydzieci
pięć lat później.) Niemniej jednak, farmakolog H. H. Dale odkrył, że
ergotoksyna, poza oddziaływaniem na macicę, stymuluje także ujemnie wydzielanie
adrenaliny w autonomicznym systemie nerwowym, co mogło prowadzić do leczniczego
wykorzystania alkaloidów sporyszu. Dopiero jednak wyodrębnienie ergotaminy
przez A. Stolla (o czym wczeniej wspominałem) sprawiło, że alkaloidy sporyszu
zaczęły znajdować szerokie zastosowanie w lecznictwie. Wspomniane już okrelenie
chemicznej struktury alkaloidów sporyszu w amerykańskich i angielskich
laboratoriach rozpoczęlo nową erę w badaniach tej substancji we wczesnych
latach trzydziestych. W. A Jacobs i L. C. Craig z Instytutu Rockefellera w
Nowym Jorku , posługując się metodą rozkładu chemicznego, wyizolowali i opisali
wspólny szkielet wszystkich alkaloidów sporyszu. Nazwali go kwasem
lizerginowym. Potem nastąpiło zasadnicze odkrycie, przydatne zarówno w chemii,
jak i w medycynie: wydzielenie trwałego, podstawowego związku o specyficznym
działaniu na macicę. Doniesienie o tym odkryciu zostało opublikowane równolegle
i całkiem niezależnie przez cztery instytucje, w tym także przez laboratoria
Sandoza. Związek ten, będący alkaloidem o stosunkowo prostej strukturze, został
nazwany przez A. Stolla i E. Burckhardta ergobazyną (jest znany także jako
ergometryna lub ergonowina). Poprzez chemiczną degradację ergobazyny W. A.
Jacobs i L. C. Craig uzyskali kwas lizerginowy i amino alkoholo propanoloaminę
jako produkty rozkładu. Uznałem za najważniejszy cel mojej pracy syntezę tego
alkaloidu poprzez chemiczne połączenie dwóch składników ergobazyny. kwasu
lizerginowego i propanoloaminy (zobacz: wzory strukturalne w dodatku).
Niezbędny dla tych badań kwas lizerginowy musiał być wydzielony z rozkładu
innego alkaloidu sporyszu. Jako materiał wyjściowy dla dalszych prac wybrałem
ergotaminę, gdyż tylko ona była dostępna w czystej postaci alkaloidu i
produkowana w kilogramowych ilociach przez wydział produkcji lekarstw. Zabrałem
się do dzieła z 0.5 g ergotaminy, którą otrzymalem od pracowników z wydziału
produkcji. Kiedy w celu zatwierdzenia wyslałem formularz z zamówieniem
wewnętrznym do profesora Stolla, pojawił się w moim laboratorium z reprymendą:
"Jeśli chcesz zajmować się alkaloidami sporyszu, musisz zaznajomić się z
technikami mikrochemii. Nie dopuszczę do tego, żebyś marnował tak wielkie
ilości mojej cennej ergotaminy do swoich badań " . (Mikrochemią nazywa się
badania chemiczne z udziałem bardzo małych ilości substancji). Wydział
produkcji opartej na sporyszu wykorzystywał do wytwarzania ergotaminy sporysz
pochodzenia szwajcarskiego, a także portugalski, z którego otrzymywano bezpostaciowy
preparat alkaloidowy podobny do wspomnianej ergotoksyny, uzyskanej przez
Bergera i Carra. Postanowiłem wykorzystać ten mniej cenny surowiec do uzyskania
kwasu lizerginowego. Alkaloid ten, otrzymany z wydziału produkcji, należało
następnie oczyścić, zanim mógł być wykorzystany do rozkładu na kwas
lizerginowy. Obserwacje poczynione w trakcie oczyszczania doprowadziły mnie do
przypuszczenia, że ergotoksyna nie jest jednorodnym związkiem, ale mieszaniną
kilku alkaloidów. W dalszej częci książki przedstawię, jak dalekie konsekwencje
miały te obserwacje. Muszę w tym miejscu zrobić krótką dygresję i opisać
warunki pracy oraz techniki, jakimi posługiwaliśmy się w tamtych czasach. Uwagi
te mogą zainteresować współczesnych badaczy-chemików, którzy są przyzwyczajeni
do dużo lepszych warunków pracy.
Prezentowalimy się nadzwyczaj
skromnie. Prywatne laboratoria uważane były za rzadką ekstrawagancję. Podczas
pierwszych szeciu lat mojej pracy w zakładach Sandoza, dzieliłem pracownię z
dwoma kolegami. Trzej chemicy, każdy z jednym asystentem, pracowalimy w jednym
pomieszczeniu przy trzech różnych tematach: dr Kreis przy cukrach pobudzających
czynnoć serca, dr Wiedemann, który rozpoczął pracę niemal w tym samym czasie co
ja przy barwniku liści - chlorofilu - i w końcu ja przy alkaloidach sporyszu.
Pracownia była wyposażona w dwa grawitacyjne wyciągi (komory wyposażone w
odprowadzenie), które zapewniały mniej niż skuteczną wentylację dzięki
wykorzystaniu ciepła płomienia gazu. Kiedy zwrócilimy się do szefa o wyposażenie
wyciągów w wentylatory, odmówił nam, uzasadniając to tym, że wentylacja
grawitacyjna wykorzystująca ciepło płomienia w zupełnoci wystarcza laboratoriom
Willstattera. Podczas ostatnich lat pierwszej wojny światowej profesor Stoll
był w Berlinie i Monachium asystentem światowej sławy chemika, laureata nagrody
Nobla, profesora Richarda Willstattera, z którym prowadził badania podstawowe
nad chlorofilem i asymilacją dwutlenku węgla. Nie było chyba dysputy z
profesorem Stollem, w której nie wspominałby swojego szacownego nauczyciela,
profesora Willstattera, i pracy w jego laboratorium.
Techniki pracy, dostępne w
tamtych czasach (początek lat trzydziestych) chemikom zajmującym się chemią
organiczną, nie różniły się w istocie od technik stosowanych przez Justusa von
Liebiga sto lat wczeniej. Największy od tamtych czasów rozwój dokonał się
dzięki wprowadzeniu przez B. Pregla mikroanalizy, umożliwiającej rozpoznanie
składu związku, kiedy do dyspozycji jest zaledwie kilka miligramów tej
substancji, podczas gdy wczeniej potrzeba jej było kilka centygramów. Nie
istniała wtedy żadna inna ze znanych dzisiaj technik fizykochemicznych
dostępnych współczesnym naukowcom, które stworzyły całkiem nowe możliwości
określenia struktury związku i zmieniły metody pracy, czyniąc ją szybszą i
wydajniejszą. Podczas pierwszych prac nad sporyszem i w badaniach cukrów Scilla
używałem starych technik oddzielania i oczyszczania z czasów Liebiga:
ekstrakcji frakcyjnej, frakcyjnego wytrącania i krystalizacji i temu podobnych.
Wprowadzenie do badań chromatografii kolumnowej, jako pierwszy krok na drodze
unowocześniania technik laboratoryjnych, było wielce pomocne, ale dopiero w
późniejszych moich badaniach. W pierwszych, podstawowych badaniach sporyszu,
mających na celu określenie struktury związku (w dzisiejszych czasach badania
takie przeprowadzane są szybko i elegancko za pomocą metod spektroskopii - UV ,
IR, NMR i krystalografii rentgenowskiej), musieliśmy całkowicie polegać na
starych metodach laboratoryjnych chemicznego rozkładu i derywatyzacji.
Kwas lizerginowy i jego pochodne
Kwas lizerginowy okazał się być
substancją raczej niestabilną i jego stabilizowanie przy użyciu podstawowych
rodników nie było łatwe. Stosując technikę znaną jako synteza Curtiusa odkryłem
w końcu proces użyteczny przy łączeniu kwasu lizerginowego z aminami. Używając
tej metody wyprodukowałem dużą liczbę związków kwasu lizerginowego. Z
kombinacji kwasu lizerginowego z amino-alkoholo-propanoloaminą otrzymałem
związek identyczny z alkaloidową ergobazyną, otrzymywaną z naturalnego
sporyszu. W ten sposób dokonana została pierwsza synteza czyli sztuczna
produkcja - alkaloidu sporyszu. Zdarzenie to nie miało znaczenia wyłącznie
naukowego, polegającego na potwierdzeniu chemicznej struktury ergobazyny. Miało
też znaczenie praktyczne, gdyż ergobazyna, substancja hemostatyczna o
specyficznym działaniu na macicę (uterotoniczne), występuje w sporyszu tylko w
bardzo małych ilościach. Przy pomocy syntezy pozostałe alkaloidy, wstępujące
obficie w sporyszu, mogły być teraz przekształcane w użyteczną dla położnictwa
ergobazynę. Po tych pierwszych sukcesach ze sporyszem moje badania poszły w
dwóch kierunkach. Po pierwsze, próbowałem polepszyć właściwości lecznicze
ergobazyny poprzez zmiany rodnika aminoalkoholowego. Wspólnie z kolegą, dr. J.
Peyerem, opracowaliśmy proces ekonomicznej produkcji propanoloaminy i innych
alkoholi aminowych. I rzeczywicie, przez zastąpienie propanoloaminy zawartej w
ergobazynie, aminoalkoholem - butanolaminą uzyskano aktywną substancję, która
przewyższała naturalne alkaloidy swoimi własnościami leczniczymi. Ta ulepszona
ergobazyna znalazła zastosowanie szeroko w świecie jako niezawodny uterotonik i
hemostatyk, występujący pod nazwą handlową Methergine i jest dzisiaj wiodącym
lekiem stosowanym w położnictwie. Następnie wykorzystałem moją procedurę
syntezy do wyprodukowania nowych związków kwasu lizerginowego, nie
posiadających już tak zdecydowanego działania uterotonicznego, co do których
można było się spodziewać, że na bazie struktury chemicznej ujawnią się ich inne
właściwości lecznicze. W 1938 roku wyprodukowałem dwudziestą piątą substancję
tej serii pochodnych kwasu lizerginowego: dwuetyloamid kwasu lizerginowego, w
skrócie LSD-25, do zastosowań laboratoryjnych.
Planowałem syntezę tego związku z
nadzieją uzyskania stymulatora krążenia i oddechu (analeptyka). Tego rodzaju
właściwości stymulujących można było oczekiwać po dwuetyloamidzie kwasu
lizerginowego, gdyż wykazywal on podobieństwa chemicznej budowy do znanego w
tamtym czasie analeptyka, dwuetyloamidu kwasu nikotynowego (Coramin). Testy
LSD-25 przeprowadzone w oddziale leków Sandoza, którym kierował wówczas
profesor Ernst Rothlin, wykazały jego silne oddziaływanie na macicę, nieco
tylko słabsze (ok. 70 %) od działania ergobazyny. W dalszej części raport z badań
stwierdzał, że zwierzęta doświadczalne wykazywały objawy niepokoju podczas
eksperymentu. Nowa substancja nie wzbudziła jednak szczególnego zainteresowania
wśród farmakologów i lekarzy, w związku z czym badania nie były kontynuowane.
Przez następnych pięć lat nikt nic nie słyszał o substancji zwanej LSD-25. W
tym czasie moja praca ze sporyszem postąpiła naprzód, wkraczając na nowe
tereny. Oczyszczając ergotoksynę, substancję wyjściową przy otrzymywaniu kwasu
lizerginowego, powziąłem, jak już wspomniałem, przypuszczenie, że ten
alkaloidowy preparat nie jest jednorodny. Stanowi on raczej mieszaninę różnych
substancji. Moje wątpliwości co do jednorodnego charakteru ergotoksyny zostały
jeszcze wzmocnione, gdy podczas procesu jej uwodornienia otrzymano dwa całkowicie
różne związki, podczas gdy uwodornienie jednorodnego alkaloidu ergotaminy
przyniosło w wyniku tylko jeden związek (uwodornienie: wprowadzenie wodoru).
Poszerzone i systematyczne
badania analityczne domniemanej mieszanki ergotoksynowej doprowadziły w końcu
do wyodrębnienia z tej substancji trzech jednorodnych składników . Jeden z tych
trzech chemicznie jednorodnych alkaloidów ergotoksyny okazał się być identyczny
z alkaloidem wyodrębnionym niewiele wcześniej w wydziale produkcji, nazwanym
przez A. Stolla i E.. Burckhardta ergokrystyną. Dwa pozostałe alkaloidy były
całkiem nowe. Pierwszy z nich nazwałem ergokorniną, a dla drugiego,
wyodrębnionego jako ostatni, który długi czas pozostawał ukryty w roztworze
matczynym, wybrałem nazwę ergokryptyna, od greckiego słowa kryptos = ukryty .
Później ustalono, że ergokryptyna wstępuje w dwóch postaciach izometrycznych,
które zostały rozróżnione jako alfa- i beta-ergokryptyna. Rozwiązanie problemu
ergokryptyny miało znaczenie nie tylko naukowe, ale także spore znaczenie
praktyczne. Powstał dzięki temu ważny lek. Trzy uwodornione alkaloidy
ergotoksyny, które otrzymałem w wyniku tych badań: dwuwodoroergokrystyna,
dwuwodoroergokryptyna i dwuwodoroergokornina, wykazały medycznie użyteczne
właściwości podczas testów przeprowadzonych przez profesora Rothlina w oddziale
leków. Z tych trzech związków został sporządzony lek o nazwie Hydergine,
służący pobudzeniu krążenia w układzie obwodowym oraz poprawieniu funkcji
mózgowych w schorzeniach geriatrycznych. Hydergine okazała się z tego powodu
skutecznym lekiem w geriatrii i jest dzisiaj jednym z najważniejszych
farmaceutyków produkowanych w zakładach Sandoza. Dwuwodoroergotamina, którą
dodatkowo uzyskałem w wyniku tych badań, znalazła również zastosowanie w
lecznictwie jako środek stabilizujący krążenie i ciśnienie krwi, pod nazwą
handlową Dihydergot. O ile dzisiaj prawie wszystkie ważne projekty naukowe są
realizowane przez zespoły badaczy, o tyle opisane wyżej badania nad alkaloidami
sporyszu prowadziłem wyłącznie ja sam. Nawet późniejsze wdrażanie chemicznych
procedur związanych z udoskonalaniem produktów handlowych pozostawało w moich
rękach - mówię tu o przygotowaniu dużych próbek leków przeznaczonych do badań
klinicznych oraz o dopracowywaniu procedur służących masowej produkcji takich
leków, jak Mythergine, Hydergine i Dihydergot. Dotyczyło to nawet kontroli
analitycznej przy opracowywaniu pierwszych form tych trzech leków, w postaci
roztworu, ampułek i tabletek. Moja pomoc w tym czasie składała się z
asystenta-laboranta, pomocnika laboratoryjnego, a później, dodatkowo, z jeszcze
jednego asystenta-laboranta i technika-chemika.
Odkrycie psychicznego efektu
działania LSD
Rozwiązanie problemu ergotoksyny
miało bardzo korzystne następstwa, opisane tu tylko w zarysie, i otworzyło
drogę do szerzej zakrojonych badań. A ja wciąż nie mogłem zapomnieć stosunkowo
mało interesującego LSD-25. Szczególne przeczucie - że substancja ta może mieć
jeszcze inne właściwości, niż te ujawnione po pierwszych badaniach - tknęło
mnie w pięć lat po pierwszej syntezie, i skłoniło do tego, aby jeszcze raz
wyprodukować LSD-25 w celu przesłania próbki do dalszych testów w wydziale
leków. Było to całkiem niezwykłe - z reguły substancje eksperymentalne były raz
na zawsze skreślane z programu badań, jeśli tylko uznano, że nie mają
zastosowania przy produkcji leków. Tak więc, na wiosnę 1943 roku, powtórzyłem
syntezę LSD-25. Podobnie jak przy pierwszej syntezie, wiązało się to z
produkcją tylko kilku centygramów związku.
W końcowym etapie syntezy,
podczas oczyszczania i krystalizacji dwuetyloamidu kwasu lizerginowego do
postaci winianu (sól kwasu winianowego), moja praca została nagle przerwana
niezwykłym doznaniem. A oto opis tego wydarzenia, pochodzący z raportu, jaki w
tamtym czasie przesłałem profesorowi Stollowi: "W ostatni piątek, 16
kwietnia 1943 roku, wczesnym popołudniem, byłem zmuszony przerwać pracę w
laboratorium i udać się do domu z powodu niezwykłego uczucia niepokoju i
lekkich zawrotów głowy. W domu położyłem się do łóżka i zapadłem w całkiem przyjemny
nastrój jakby odurzenia, charakteryzujący się szczególnym pobudzeniem
wyobraźni. W stanie podobnym do snu, z oczami zamkniętymi, (blask dziennego
światła sprawiał mi przykrość), chłonąłem zmysłami nieprzerwany strumień
fantastycznych obrazów i niezwykłych kształtów z mocną, kalejdoskopiczną grą
kolorów. Po mniej więcej dwóch godzinach doznanie to stopniowo zanikło."
Było to jednakowoż niecodzienne doświadczenie - zarówno w aspekcie swego
nagłego początku, jak i niezwykłego przebiegu. Wydawało się, że jego przyczyną
mógł być jaki zewnętrzny czynnik toksyczny. domyślałem się jego związku z
substancją, z którą pracowałem w tamtym czasie - z winianem dwuetyloamidu kwasu
lizerginowego. Lecz to prowadziło do następnej kwestii: jak to się mogło stać,
że wchłonąłem tę substancję? Z powodu znanej toksyczności związków pochodzenia
sporyszowego, zawsze skrupulatnie dbałem o zachowanie w pracy obyczaju
staranności. Odrobina roztworu mogła, być może, zetknąć się z końcami moich
palców podczas procesu krystalizacji i śladowa ilość tej substancji mogła
wniknąć do organizmu przez skórę. LSD-25 musiało być substancją o niezwykłej
wprost mocy, jeśli rzeczywicie było przyczyną tego dziwacznego doświadczenia.
Wydawało się, że istnieje jeden tylko sposób, aby się o tym przekonać.
Zdecydowałem się na eksperyment na sobie samym. Zachowując szczególną
ostrożność, rozpocząłem zaplanowaną serię doświadczeń z najmniejszą do
pomyślenia dawką, po której można by się spodziewać jakiegokolwiek efektu,
mając na względzie znaną w tamtych czasach aktywność alkaloidów sporyszu, a
mianowicie 0.25 mg (mg = miligram = jedna tysięczna grama) winianu
dwuetyloamidu kwasu lizerginowego. Poniżej przytaczam notatkę o tym
doświadczeniu z mojego dziennika laboratoryjnego z 19 kwietnia 1943 roku.
4/19/4316:20:
0.5 cm3 Z 1/2-promilowego,
wodnego roztworu winianu dwuetyloamidu, doustnie = 0.25 mg winianu. Zażyte po
rozcieńczeniu w 10 cm3 wody. Bez smaku.
17:00:
Początek zawrotów głowy, uczucie
niepokoju, zaburzenia w widzeniu, oznaki paraliżu, chęć śmiania się.
Uzupełnienie z dnia 21 kwietnia:
Do domu na rowerze. Między godz.
18.00- 20.00 najpoważniejszy kryzys. (zobacz: raport specjalny.)
Ostatnie słowa pisałem z wielkim
trudem. Odtąd było już dla mnie jasne, że przyczyną niezwykłego przeżycia z
ostatniego piątku było LSD, gdyż zmiana doznań była tego samego rodzaju, choć
tym razem stan ten był dużo intensywniejszy. Wiele wysiłku musiałem wkładać w
to, aby mówić z sensem. Poprosiłem mojego laboranta, który był poinformowany o
tym, że przeprowadzam eksperyment na samym sobie, aby eskortował mnie do domu.
Pojechaliśmy rowerami, gdyż z powodu ograniczeń wojennych podróże samochodami
były zakazane. W drodze do domu mój stan zaczął przybierać niepokojące formy.
Wszystko w polu widzenia falowało i było zniekształcone jak w krzywym
zwierciadle. Miałem również wrażenie bycia niezdolnym do ruszenia się z
miejsca, choć - jak opowiadał mi później laborant - jechaliśmy bardzo szybko. W
końcu, gdy cali i zdrowi dotarliśmy do domu, z trudem zdołałem poprosić mego towarzysza
o sprowadzenie lekarza domowego i przyniesienie mleka od sąsiadów. Mimo
konsternacji i stanu pomieszania, miałem przebłyski jasnego i racjonalnego
myślenia, wybierając mleko jako środek odtruwający o działaniu ogólnym. Zawroty
głowy i poczucie słabości były tak w tym momencie silne, że nie byłem w stanie
utrzymać się na nogach i musiałem się położyć na sofie. Moje otoczenie uległo
teraz przekształceniu i przybrało postać jeszcze bardziej przerażającą.
Wszystko w pokoju wirowało, a znane przedmioty i meble zamieniały się w
groteskowe, przepełniające lękiem formy . Wszystko było w ciągłym ruchu,
poruszone jakby wewnętrznym niepokojem. Kobieta z sąsiedztwa, którą ledwie
rozpoznałem, przyniosła mi mleko - w ciągu wieczora wypiłem go ponad dwa litry.
Nie była już panią R., lecz raczej nieprzyjazną, podstępną wiedmą w kolorowej
masce. Jeszcze gorsze - te demoniczne transformacje zewnętrznego świata,
okazały się zmiany, które spostrzegłem w sobie, w swojej wewnętrznej istocie.
Każdy wysiłek woli, każda próba zakończenia tej dezintegracji zewnętrznego
świata i rozpuszczenia własnego ego, zdawały się stratą czasu. Zawładnął mną
demon, który wziął w posiadanie moje ciało, umysł i duszę. Podskakiwałem i
krzyczałem, próbując uwolnić się od niego, ale wkrótce tonąłem znów, leżąc
bezradnie na sofie. Substancja, z którą chciałem poeksperymentować, zwyciężyła
mnie. Był to demon, który pogardliwie triumfował nad moją wolą. Ogarnął mnie
śmiertelny strach, że stanę się niepoczytalny. Przebywałem w innym świecie,
innym miejscu, innym czasie. Ciało wydawało się pozbawione uczuć, pozbawione
życia, obce. Czyżbym umierał? Czy to było to przejście? Niekiedy wydawało mi
się, że przebywam poza swoim ciałem i z tego miejsca, jako zewnętrzny
obserwator, jasno postrzegam wielki dramat swojej sytuacji. Nie zostawiłem
nawet listu do rodziny (żona z trójką naszych dzieci pojechała tego dnia z
wizytą do swoich rodziców mieszkających w Lucernie). Czy kiedykolwiek domyślą
się, że nie podjąłem swojego eksperymentu bezmyślnie, w sposób nieodpowiedzialny,
tylko z największą uwagą, i że takiego wyniku nie można było przewidzieć? Mój
lęk i rozpacz stawały się coraz większe nie tylko z tego powodu, że młoda
rodzina straci ojca, lecz także z obawy, że w samym środku obiecującego i
przynoszącego owoce rozwoju, będę musiał porzucić nie zakończone badania
chemiczne, które tak wiele dla mnie znaczyły. A oto inna idea, która pojawiła
się, pełna cierpkiej ironii: jestem zmuszony przedwcześnie opuścić ten świat,
gdyż to ja wprowadziłem do świata dwuetyloamid kwasu lizerginowego. W tym
czasie, kiedy przybył doktor, szczyt depresji był już poza mną. Laborant
poinformował lekarza o moim eksperymencie na sobie samym, gdyż ja sam nie byłem
w stanie sklecić sensownego zdania. Potrząsnął głową w zakłopotaniu, gdy próbowałem
opisać śmiertelne niebezpieczeństwo grożące memu ciału. Nie stwierdzał żadnych
niepokojących objawów, poza niezwykle rozszerzonymi źrenicami. Puls, ciśnienie
krwi i oddech były w normie. Nie widział żadnych powodów, aby przepisać jakie
lekarstwo. Zamiast tego zaprowadził mnie do łóżka i stał, obserwując mnie.
Powoli wracałem z niesamowitego, nieznanego świata do bezpiecznej, codziennej
rzeczywistości. Horror zelżał i ustąpił miejsca poczuciu tym większego
szczęścia i wdzięczności, im bardziej powracało zwykłe postrzeganie i myślenie,
i im bardziej nabierałem przekonania, że niebezpieczeństwo choroby umysłowej
mam już za sobą. Teraz, krok po kroku, zaczynałem podziwiać niespotykane barwy
i gry kształtów, które jawiły się moim zamkniętym oczom. Kalejdoskopowe,
fantastyczne obrazy przelewały się przeze mnie, zmieniając, bawiąc, otwierając
i zamykając się w kręgach i spiralach, wybuchając w różnobarwnych fontannach,
łącząc i grupując się w ciąglej przemianie. Docierało do mnie ze szczególną
wyrazistością to, jak doznania akustyczne, takie jak odgłos klamki u drzwi lub
warkot przejeżdżającego samochodu, przekształcały się w doznania wzrokowe.
Każdy dźwięk generował żywo zmieniający się obraz, posiadający spójną formę i
kolor. Późnym wieczorem moja żona wróciła z Lucerny. Ktoś poinformował ją
telefonicznie, że miałem tajemnicze załamanie. Wróciła natychmiast,
pozostawiając dzieci z dziadkami. Do tego czasu zebrałem się w sobie w stopniu
wystarczającym, aby opowiedzieć jej, co się wydarzyło. Wyczerpany, zasnąłem,
aby rano obudzić się odświeżonym, z głową czystą, choć wciąż z lekkimi objawami
fizycznego zmęczenia. Czułem się świetnie, jak nowo narodzony, śniadanie
smakowało znakomicie i dostarczyło mi niezwykłej przyjemności.
Kiedy później wyszedłem do
ogrodu, w którym po wiosennym deszczu świeciło słońce, wszystko się skrzyło i
śniło czystym światłem. .. Moje wszystkie zmysły wibrowały, będąc w stanie
najwyższej wrażliwości, która utrzymywała się przez cały dzień. Ten eksperyment
na sobie samym udowodnił, że LSD-25 wykazywało cechy substancji psychoaktywnej
o szczególnych własnościach i niezwykłej mocy. Zgodnie z moją wiedzą, nie
istniała żadna inna substancja, która wywoływałaby tak głębokie skutki
psychiczne przy tak niskich dawkach i która powodowałby tak dramatyczną zmianę
stanu świadomości człowieka oraz jego doznań związanych z wewnętrznym i
zewnętrznym światem. Jeszcze bardziej znaczące wydawało się to, że byłem w
stanie odtworzyć w pamięci każdy szczegół tego odurzającego doświadczenia z
LSD, a to mogło tylko oznaczać, że umysłowa funkcja zapamiętywania nie została
zakłócona nawet w szczytowym momencie eksperymentu, mimo głębokiego zaburzenia
normalnego oglądu świata. Prze cały okres trwania eksperymentu byłem świadomy
nawet tego, że jest to eksperyment, lecz żadnym wysiłkiem woli, mimo
rozpoznania własnej sytuacji, nie umiałem strząsnąć z siebie świata LSD.
Wszystkiego doświadczałem z przekonaniem o całkowitej realności tego, co się
dzieje, choć była to realność alarmująca, gdyż, dla porównania, obraz innej,
znanej i codziennej rzeczywistości, był równoczenie dokładnie zachowany w
pamięci. Inną zaskakującą cechą LSD była jego zdolność do wywoływania tak
głębokich i potężnych stanów odurzenia bez pozostawiania kaca. Wprost
przeciwnie, następnego dnia po eksperymencie miałem jak już wspominałem -
znakomitą kondycję fizyczną i umysłową. Byłem świadom tego, że LSD, jako nowy
związek aktywny o takich właściwościach, może być użyteczny w farmakologii,
neurologii, a zwłaszcza psychiatrii, oraz że może przyciągnąć uwagę
odpowiednich specjalistów. Lecz nie miałem jeszcze wtedy pojęcia, że ta nowa
substancja znajdzie zastosowanie także poza światem medycyny, jako środek na
scenie narkotykowej. Ponieważ mój eksperyment na sobie samym ujawnił
przerażający, demoniczny wymiar doświadczenia z LSD, ostatnią rzeczą, jaka mi
mogła przyjść na myśl było to, że substancja ta może kiedykolwiek służyć za
narkotyk dostarczający przyjemności. Nie udało mi się też podczas tej pierwszej
próby rozpoznać znaczącego związku odurzenia LSD z doświadczaniem stanów
wizyjnych, co zauważyłem dużo później, gdy zostały przeprowadzone eksperymenty
ze znacznie już mniejszymi dawkami i w innych warunkach. Następnego dnia
napisałem dla profesora Stolla wspomniany już raport na temat mojego niezwykłego
eksperymentu z LSD-25 i wysłałem jego kopię dyrektorowi wydziału leków,
profesorowi Rothlinowi. Zgodnie z oczekiwaniami, pierwszą reakcją było wielkie
zdziwienie. Wkrótce otrzymałem telefon z zarządu. Profesor Stoll dopytywał:
"Czy jesteś pewny, że nie pomyliłeś się w ważeniu? Czy podana przez ciebie
dawka jest prawidłowa?" Z podobnymi pytaniami zadzwonił do mnie także
profesor Rothlin. Byłem pewny co do tego, gdyż ważenie i odmierzanie dawki
wykonałem sam. Ich wątpliwości były jednak do pewnego stopnia uzasadnione, gdyż
do tego czasu żadna ze znanych substancji nie wywoływała najmniejszego choćby
efektu psychicznego przy zastosowaniu miligramowych dawek. Istnienie aktywnego
związku o takiej mocy wydawało się niemal nieprawdopodobne. Profesor Rothlin we
własnej osobie i jego dwaj koledzy byli pierwszymi osobami, które powtórzyły
moje doświadczenie z dawką trzy razy mniejszą. Lecz nawet na tym poziomie
efekty były wciąż niezwykle dojmujące i całkowicie fantastyczne. Wszystkie
wątpliwości odnośnie mojego raportu zostały rozwiane.
2. LSD w doświadczeniach ze
zwierzętami i badania biologiczne
Po odkryciu niezwykłego
oddziaływania psychicznego LSD-25, które pięć lat wcześniej, po próbach ze
zwierzętami, wyłączono z dalszych badań, substancja ta została dopuszczona do
serii eksperymentalnych testów. Większość badań podstawowych na zwierzętach
przeprowadzał dr Aurelio Cerletti z wydziału leków Sandoza, kierowanego przez
profesora Rothlina.
Zanim nowa substancja czynna może
zostać przebadana w systematycznych doświadczeniach klinicznych z udziałem
ludzi, liczne dane na temat skutków jej działania oraz efektów ubocznych muszą
zostać zebrane w farmakologicznych testach na zwierzętach. Podejmowane
eksperymenty muszą doprowadzić do określenia sposobu przyswajania i pozbywania
się przez organizm tej szczególnej substancji oraz jej względną toksyczność, a
także, przede wszystkim, tolerancję na nią organizmu. Tutaj przedstawione
zostaną tylko najważniejsze doniesienia na temat eksperymentów z LSD
prowadzonych na zwierzętach i to tylko te, które są zrozumiałe dla
niefachowców. Znacznie wykroczyłbym poza zakres tej książki, jeśli chciałbym
przytoczyć tu wyniki kilkuset badań farmakologicznych, przeprowadzonych na
całym świecie w związku z podstawowymi badaniami nad LSD w laboratoriach
Sandoza.
Doświadczenia ze zwierzętami
ujawniają niewiele na temat zmian mentalnych, powodowanych przez LSD, gdyż
efekty psychiczne są ledwie wykrywalne u zwierząt niższego rzędu, a u zwierząt
najbardziej rozwiniętych mogą zostać określone jedynie w ograniczonym stopniu.
LSD wywołuje skutki przede wszystkim w obszarze wyższych i najwyższych funkcji
psychicznych i intelektualnych. Stąd całkiem zrozumiale wydaje się, że
specyficznych reakcji na LSD można oczekiwać wyłącznie po zwierzętach rzędu
wyższego. Subtelne zmiany psychiki nie mogą zostać wykryte u zwierząt, gdyż
nawet jeśli by występowały, zwierzę nie może zdać z nich relacji. Dostrzegalne
stają się wyłącznie stosunkowo ciężkie zaburzenia psychiczne, ujawniające się w
postaci zmienionego zachowania zwierząt doświadczalnych. Z tego też powodu
konieczne jest użycie dawek znacznie wyższych od dawek skutecznych dla
człowieka, nawet wobec takich zwierząt wyższych, jak koty, psy czy małpy.
Podczas gdy myszy poddane
działaniu LSD wykazują zaburzenia ruchu i zmiany w czynności lizania, u kotów
obserwujemy, poza objawami wegetatywnymi jak jeżenie się włosów (piloerekcja) i
linienie się, oznaki wskazujące na wstępowanie halucynacji. Zaniepokojone
zwierzęta wpatrują się w powietrze, a koty, zamiast atakować myszy, zostawiają
je w spokoju, lub nawet stoją przed nimi wystraszone. Można dojść do wniosku,
że także zachowanie psów poddanych działaniu LSD wskazuje na wstępowanie
halucynacji. Społeczność szympansów zamkniętych w klatce reaguje bardzo
wyraźnie, gdy jeden z jego członków przyjmie LSD. Nawet jeśli poszczególny
osobnik nie wykazuje zmian zachowania, cała społeczność klatki jest poruszona,
gdyż szympans pod wpływem LSD nie przestrzega reguł precyzyjnie
zorganizowanego, opartego na hierarchii porządku wspólnoty. Z innych gatunków
zwierząt poddanych testom LSD warto tu wspomnieć o rybach akwaryjnych i
pająkach. W przypadku ryb zaobserwowano niezwykłe pozycje podczas pływania, a u
pająków niewątpliwym efektem działania LSD były zmiany sposobu budowania sieci.
Przy bardzo niskich, optymalnych dawkach, sieci były nawet bardziej
proporcjonalne i dokładniej wykonane niż normalnie. Jednak przy większych
dawkach, sieci były tkane niewłaściwie i szczątkowo.
Jak toksyczne jest LSD?
Toksyczność LSD została określona
dla wielu gatunków Zwierząt. Standardem toksyczności dowolnej substancji jest
LD50, dawka letalna 50, czyli taka, która powoduje śmierć pięćdziesięciu
procent potraktowanych nią osobników. Podlega ona zwykle znacznym wahaniom w
zależności od gatunku zwierzęcia. Podobnie jest z LSD. LD50 dla myszy wynosi
50-60 'mg/kg i.v. (to jest 50 do 60 tysięcznych części grama LSD na kilogram
wagi zwierzęcia po wstrzyknięciu roztworu LSD do żyły). W przypadku szczurów
LD50 spada do 16.5 mg/kg, a dla królików do 0.3 mg/kg. Słoń, któremu podano
0.297 g LSD zmarł po kilku minutach. Masa tego zwierzęcia wynosiła 5 000 kg, a
więc dawka letalna wynosiła w tym wypadku 0,06 mg/kg (0.06 tysięcznych grama na
kilogram wagi ciała). Wyniku tego nie należy uogólniać, gdyż dotyczy tylko
pojedynczego zdarzenia. Jednak możemy z niego dedukować, że największe
zwierzęta lądowe są w porównaniu do innych zwierząt bardziej wrażliwe na LSD,
gdyż dawka letalna dla słonia musi być około 1000 razy niższa niż dla myszy.
Większość zwierząt umiera pod wpływem dawki letalnej LSD z powodu trzymania
czynności oddychania. Minimalne dawki powodujące śmierć zwierząt
doświadczalnych mogą wywoływać wrażenie, że LSD jest bardzo toksyczną
substancją. Jednak gdy porówna się dawkę letalną dla zwierząt z efektywną dawką
dla ludzi, która wynosi 0.0003-0.001 mg/kg (0.0003 do 0.001 tysięcznych grama
na kilogram wagi ciała), widać, że toksyczność LSD jest niezwykle mała. Dopiero
przedawkowanie LSD od 300 do 600 razy w porównaniu do dawki letalnej dla
królików lub 50 000 do 100 000 razy w porównaniu do toksyczności wobec myszy,
może wywołać skutek śmiertelny u człowieka.
Naturalnie, porównania względnej
toksyczności dają się określić tylko szacunkowo, na podstawie klas wielkości,
gdyż indeks terapeutyczny (czyli stosunek dawki skutecznej do dawki letalnej)
został określony w sposób doświadczalny tylko dla wybranych gatunków.
Obliczenia takie nie są możliwe w przypadku człowieka, gdyż nieznana jest
właściwa mu dawka letalna LSD. Z tego, co wiem, nie zanotowano dotychczas ofiar
śmiertelnych, będących bezpośrednio wynikiem zatrucia LSD. Zanotowano wiele
fatalnych skutków zażycia LSD, włącznie z samobójstwami, lecz były to wypadki,
które można przypisać umysłowej dezorientacji osób odurzonych tym środkiem.
Niebezpieczeństwo związane z LSD nie polega na jego toksyczności, lecz raczej
nieprzewidywalności wywoływanych nim efektów psychicznych.
Kilka lat temu pojawiły się
doniesienia w literaturze naukowej i w prasie niefachowej utrzymujące, że LSD
powoduje uszkodzenia chromosomów lub materiału genetycznego. Skutki tego
rodzaju zostały jednakże zaobserwowane tylko w kilku odosobnionych przypadkach.
Późniejsze, pełne badania dużej, statystycznie znaczącej liczby przypadków
wykazały jednak brak związku anomalii chromosomowych z działaniem LSD. To samo
dotyczy raportów na temat deformacji płodu, rzekomo wywoływanych przez LSD. W
doświadczeniach ze zwierzętami rzeczywiście może się zdarzyć, że zastosowanie
wyjątkowo dużych dawek spowoduje zniekształcenie płodu, jednak są to dawki
znacznie wyższe od tych, jakie są używane przez ludzi. W takich warunkach nawet
całkowicie nieszkodliwe substancje wywołują podobne zniekształcenia. Badania
indywidualnych przypadków zniekształceń płodu ludzkiego również wykazały brak
jakiegokolwiek związku takich anomalii z zażywaniem LSD. Jeśli takie związki
miałyby miejsce, od dawna już byłyby w centrum zainteresowania, gdyż do chwili
obecnej kilka milionów ludzi zażyło LSD.
LSD jest łatwo i całkowicie
absorbowalne poprzez system trawienny. Dlatego, z wyjątkiem szczególnych
sytuacji, w celu zażycia LSD nie ma potrzeby posługiwać się strzykawką.
Doświadczenia na myszach z LSD radioaktywnie znaczonym i podawanym dożylnie,
wykazały, że substancja ta bardzo szybko rozprowadzana jest po całym
organizmie, pozostając we krwi tylko w małych ilościach śladowych. Wbrew
oczekiwaniom, najniższe stężenie tej substancji notuje się w mózgu. Koncentruje
się ona tutaj w pewnych ośrodkach śródmózgowia, które pełnią rolę regulatorów
emocji. Odkrycia te dają pogląd na temat umiejscowienia niektórych funkcji
psychicznych w mózgu. Koncentracja LSD w różnych organach osiąga najwyższe
wartości w 10-15 minut po wstrzyknięciu, a potem, także szybko, opada. Jelito
cienkie, w którym koncentracja LSD utrzymuje się na najwyższym poziomie przez dwie
godziny, jest tutaj wyjątkiem. Organizm pozbywa się LSD głównie (w prawie
80-ciu procentach) poprzez jelito, wykorzystując uprzednio żółć i procesy
wątroby. W produkcie przemiany zachowuje się tylko od 1 do 10 procent LSD w
stanie niezmienionym; pozostała część składa się z wielu substancji pochodnych.
Ponieważ efekt psychiczny
działania LSD utrzymuje się nawet wtedy, kiedy w organizmie nie można już
stwierdzić jego istnienia, musimy przyjąć, że substancja ta nie jest aktywna
sama w sobie, lecz raczej uruchamia jakieś biochemiczne, neurofizjologiczne i
psychiczne mechanizmy, które wywołują stan odurzenia, utrzymujący się nawet
wtedy, gdy aktywnego związku, który go wywołał, już nie ma. LSD pobudza ośrodki
sympatycznego układu nerwowego w śródmózgowiu, co prowadzi do rozszerzenia
źrenic, wzrostu temperatury ciała i podniesienia poziomu cukru we krwi.
Wcześniej wspomnieliśmy o efekcie obkurczania się macicy pod wpływem LSD.
Szczególnie ciekawą właściwością farmakologiczną LSD jest efekt blokowania
serotoniny, odkryty w Anglii przez J. H. Gadduma. Serotonina jest substancją
podobną do hormonów, wstępującą naturalnie w różnych organach zwierząt
ciepłokrwistych. Serotonina wstępująca w śródmózgowiu pełni ważną rolę w
rozchodzeniu się impulsów niektórych nerwów, a zatem i w biochemii funkcji
psychicznych.
Przerywanie naturalnego cyklu
serotoniny przez LSD było przez jakiś czas uważane za wyjaśniający czynnik jego
psychicznego oddziaływania. Jednak wkrótce wykazano, że nawet te pochodne LSD
(związki, w których chemiczna struktura LSD została nieco zmodyfikowana), które
nie wykazują żadnych właściwości halucynogennych, blokują cykl serotoniny w
stopniu równie silnym jeśli nie silniejszym niż niemodyfikowane LSD. A zatem
efekt blokowania cyklu serotoniny nie wystarcza do wyjaśnienia halucynogennych
właściwości LSD. LSD wpływa również na neurofizjologiczne funkcje związane z
działaniem dopaminy, która, podobnie do serotoniny, jest substancją zbliżoną do
hormonów, wstępującą naturalnie. Większość ośrodków mózgu wrażliwych na
dopaminę aktywizuje się pod wpływem LSD, podczas gdy inne ośrodki pozostają
niewrażliwe na te substancje.
Do dzisiaj sprawa biochemicznego
mechanizmu powodującego skutki psychiczne, będące wynikiem zażycia LSD,
pozostaje niewyjaśniona. Badania wpływu LSD na regulatory procesów mózgowych,
takie jak serotonina czy dopamina, są przykładami roli LSD, jako narzędzia
badania mózgu, w odkrywaniu biochemicznych procesów leżących u podstaw funkcji
psychicznych.
3. Chemiczna modyfikacja LSD
Kiedy w wyniku badań
farmaceutyczno-chemicznych odkrywany jest nowy rodzaj czynnego związku,
niezależnie od tego, czy jest to związek pochodzenia roślinnego, czy
zwierzęcego, czy też produkt syntetyczny, jak to było w przypadku LSD, chemicy,
poprzez zmianę jego struktury cząsteczkowej, czynią starania wyprodukowania
nowych związków o podobnym, a moze i poprawionym działaniu, albo też o innych
cennych właściwościach. . Nazywamy ten proces chemiczną modyfikacją czynnej
substancji określonego typu. Z dwudziestu tysięcy substancji produkowanych
rocznie na świecie w chemiczno-farmaceutycznych laboratoriach badawczych,
przeważającą większość stanowią związki będące wynikiem modyfikacji stosunkowo
niewielu typów związków czynnych. Odkrycie prawdziwie nowego typu związków
aktywnych - nowego zarówno w odniesieniu do chemic - jest rzadkim szczęściem..
Wkrótce po odkryciu psychicznego skutku działania LSD przydzielono mi dwóch
pracowników do pomocy w prowadzeniu na szerszą skalę chemicznej modyfikacji LSD
i w dalszych studiach nad alkaloidami sporyszu. Badania chemicznej struktury
alkaloidów sporyszu typu peptydowego, do którego należy ergotamina oraz
alkaloidy z grupy ergotoksyn, były kontynuowane z udziałem dr. Theodora
Petrzilki. Pracując z dr. Franzem Troxlerem, wyprodukowałem dużą liczbę
chemicznych modyfikacji LSD. Próbowaliśmy także uzyskać głębszy wgląd w
strukturę kwasu lizerginowego, dla którego badacze amerykańscy zaproponowali
wzór strukturalny. W 1949 roku udało nam się poprawić ten wzór i określić
prawdziwą strukturę wspólnego jądra wszystkich alkaloidów sporyszu, włączając w
to naturalnie także LSD.
Badania peptydowych alkaloidów
sporyszu doprowadziły do pełnego określenia wzorów strukturalnych tych
substancji, które opublikowaliśmy w roku 1951. Ich poprawność została potwierdzona
poprzez całkowitą syntezę ergotaminy, która została dokonana 10 lat później
przy udziale dwóch młodych współpracowników, dr. Alberta J. Freya i dr. Hansa
Ott. Inny współpracownik, dr Paul A. Stadler, był główną osobą odpowiedzialną
za praktyczne wdrożenie tej syntezy do procesu produkcji na skalę przemysłową.
Syntetyczna produkcja peptydowych
alkaloidów sporyszu z użyciem kwasu lizerginowego, otrzymywanego z hodowli
specjalnych odmian grzyba sporyszu - miała olbrzymie znaczenie gospodarcze.
Procedura ta jest stosowana przy uzyskiwaniu materiału wyjściowego do produkcji
lekarstw. Hyderginy i Dihydergotu. Powróćmy jednak do chemicznej modyfikacji
LSD. Począwszy od roku 1945, wiele pochodnych LSD zostało wyprodukowanych przy
współudziale dr. Troxlera, lecz żadna z nich nie była bardziej halucynogenna,
niż LSD. W rzeczywistości, najbliżsi krewni LSD byli znacząco mniej aktywni na
tym polu.
Istnieją cztery możliwości
zajęcia przestrzeni przez atomy tworzące cząsteczkę LSD. W języku technicznym
są one wyróżnione przedrostkiem iso- oraz literami D i L. Poza LSD,
precyzyjniej nazywanym dwuetyloamidem kwasu D-lizerginowego, wyprodukowałem i
podobnie przetestowalem w doświadczeniach na samym sobie pozostale trzy
przestrzennie odmienne formy tego związku, a mianowicie dwuetyloamid kwasu
D-izolizerginowego (Izo-LSD), dwuetyloamid kwasu L-lizerginowego (L-LSD) oraz
dwuetyloamid kwasu L-izolizerginowego (L-izo-LSD). Te trzy ostatnie formy LSD
nie wywoływały żadnego skutku psychicznego w dawkach poniżej 0,5 mg, co odpowiada
20-krotnej ilości ciągle wyraźnie aktywnej dawki LSD. Substancja najbardziej
zbliżona do LSD, monoetylamid kwasu lizerginowego (LAE-32), w którym grupa
etylowa została zastąpiona atomem wodoru w dwuetyloamidowym rodniku LSD,
okazała się być około dziesięć razy mniej psychoaktywna niż LSD. Halucynogenny
skutek działania tej substancji jest także znacząco odmienny i przypomina efekt
zażycia środka nasennego. Efekt usypiający jest jeszcze bardziej wyraźny w
przypadku amidu kwasu lizerginowego (LA-111), w którym obydwie grupy etylowe
LSD zostały zastąpione przez atomy wodoru.
Wyniki, które zebrałem w
porównawczych doświadczeniach na samym sobie z zastosowaniem LA-111 i LAE-32,
zostały potwierdzone w późniejszych badaniach klinicznych.
Piętnaście lat później
spotkaliśmy się z amidem kwasu lizerginowego, produkowanym syntetycznie na
potrzeby tych badań, występującym naturalnie jako aktywny składnik magicznego,
meksykańskiego narkotyku: ololiuqui. W jednym z następnych rozdziałów zajmę się
bardziej szczegółowo tym nieoczekiwanym odkryciem.
Niektóre rezultaty chemicznej
modyfikacji LSD okazały się być wartościowe dla medycyny. Stwierdzono, że
pochodne LSD są halucynogenne bardzo słabo lub wcale, lecz zamiast tego
odznaczają się mocnymi skutkami działania, specyficznymi dla innych obszarów
aktywności LSD. Jednym z takich skutków jest efekt blokowania neuroprzekaźnika
serotoniny (dyskutowany już wcześniej w rozdziale poświęconym farmakologicznym
właściwościom LSD. Ponieważ serotonina pełni rolę w stanach zapalnych o podłożu
alergicznym oraz w procesie powstawania migreny, specyficzna substancja
blokująca serotoninę miała duże znaczenie dla badań medycznych. Dlatego
poszukiwaliśmy w sposób systematyczny pochodnych LSD, które nie wywołują efektu
halucynacji, lecz mają możliwie największe właściwości blokowania serotoniny.
Pierwsza z takichsubstancji została odkryta w grupie bromo-LSD, i stała się
znana w obszarze badań medyczno-biologicznych pod nazwą BOL-148. W naszych
poszukiwaniach antagonistów serotoniny, dr Troxler wyprodukował następnie
jeszcze mocniejsze i działające jeszcze bardziej selektywnie związki.
Najaktywniejszy z tych związków trafił na rynek lekarstw jako środek przeciwko
migrenie, pod nazwą handlową “Deseril” lub, w krajach anglojęzycznych, “Sansert”.
4. Zastosowanie LSD w psychiatrii
Wkrótce po próbach LSD ze
zwierzętami, rozpoczęto pierwsze, systematyczne badania tej substancji na
ludziach, w klinice psychiatrycznej Uniwersytetu w Zurichu. Dr med. Werner A.
Stoll (syn profesora Artura Stolla), który prowadził te badania, opublikował
ich wyniki w roku 1947 w artykule "Lysergsaure-dithylamid, ein
Phantastikum aus der Mutterkorngruppe", [ dwuetyloamid kwasu
lizerginowego, fantastikum z grupy sporyszu] opublikowanym w czasopiśmie
"Schweizer Archiv fur Neurologie und Psychiatrie". Badania obejmowały
testy na ludziach zdrowych oraz na schizofrenikach. Dawki - dużo niższe niż w
moim pierwszym eksperymencie na samym sobie z dawką 0,25 mg LSD w postaci
winianu wynosiły tylko od 0.02 do 0.13 mg. W przeważającej liczbie przypadków
emocje ludzi po zażyciu LSD przypominały euforię, podczas gdy w moim
eksperymencie przeważał nastrój grobowy, będący skutkiem ubocznym
przedawkowania, oraz lęk przed nieznanym finałem doświadczenia.
Ta fundamentalna publikacja, w
której przedstawiono naukowy opisu skutków bycia pod wpływem LSD, dokonała
klasyfikacji nowo odkrytego czynnika aktywnego jako fantastikum.
Jednak kwestia terapeutycznego
zastosowania LSD nadal pozostawała otwarta. Z drugiej strony, w raporcie
podkreślono niezwykle wysoką aktywność LSD, którą da się porównać do aktywności
śladowych ilości substancji obecnych w organizmie, o których sądzi się, że są
odpowiedzialne za pewne choroby psychiczne. Inną kwestią podnoszoną w tej
pierwszej publikacji było możliwe zastosowanie LSD jako narzędzia badawczego w
psychiatrii, użytecznego ze względu na swą niesamowitą aktywność psychiczną.
Pierwszy eksperyment na samym
sobie w wykonaniu psychiatry.
W swojej publikacji W A. Stoll
podał także szczegółowy opis swego własnego doświadczenia z LSD. Ponieważ był
to pierwszy eksperyment na samym sobie opisany przez psychiatrę, a także
dlatego, że tekst ten przedstawia wiele typowych reakcji odurzenia wywołanego
zażyciem LSD, warto przytoczyć tutaj większe fragmenty jego raportu. Gorąco
dziękuję autorowi za uprzejmą zgodę na ich zacytowanie.
O godzinie 8 zażyłem 60 mg (0.06
miligrama) LSD.
Około 20 minut później pojawiły
się pierwsze objawy.
ciężkość kończyn oraz lekkie
objawy ataksji (bezład ruchowy, brak koordynacji). Następnie wystąpiła
subiektywnie bardzo nieprzyjemna faza złego samopoczucia i równoczenie moi
opiekunowie zarejestrowali spadek ciśnienia krwi...
Potem popadłem w stan pewnego
rodzaju euforii, która wydawała mi się jednak słabsza niż stany, w które
popadałem podczas wcześniejszych eksperymentów. Stan ataksji pogłębił się i,
zataczając się, przemierzałem wielkimi krokami przestrzeń pokoju. Poczułem się
trochę lepiej, lecz z wielką przyjemnością położyłem się. Potem pokój został
zaciemniony (doświadczenie w ciemności); wreszcie pojawiło się nieznane
wcześniej doznanie o niesłychanej intensywności, które jeszcze się wzmagało.
Charakteryzowało się nieprawdopodobną mnogością halucynacji wzrokowych, które
pojawiały się i znikały z dużą prędkością, aby zrobić miejsce dla nowych,
wielorakich obrazów. Widziałem pędzące nieustannie strumienie niezliczonych
kręgów, wirów, iskier, kropli, krzyży i spiral. Obrazy napływały w moją stronę
zwłaszcza ze środka pola widzenia i z lewego, dolnego krańca. Kiedy obraz
pojawiał się na środku, pozostałe pole widzenia wypełniało się natychmiast
wielką liczbą podobnych wizji. Wszystkie były kolorowe, głównie jasne,
świecąco-czerwone, żółte i niebieskie.
Nie potrafiłem skupić się na
żadnym z obrazów.
Gdy opiekun eksperymentu zwrócił
uwagę na wspaniałość moich wizji i bogactwo wyrazu, mogłem w odpowiedzi tylko
uśmiechnąć się życzliwie. W rzeczywistości zdawałem sobie sprawę, że nie jestem
w stanie ani zatrzymać, ani tym bardziej opisać więcej niż zaledwie cząstki
obrazów. Zmuszałem się do udzielania jakichkolwiek wyjaśnień. Określenia takie
jak “sztuczne ognie” czy “kalejdoskopiczny” , były ubogie i niewłaściwe.
Czułem, że muszę pogrążyć się jeszcze głębiej w tym dziwnym i fascynującym
świecie, aby sprawić, by bogactwo i niewyobrażalny przepych stały się moim
udziałem.
Na początku halucynacje były
proste: promienie, wiązki promieni, deszcz, pierścienie, wiry, Pętle, pył,
chmury itp. Potem pojawiły się wizje bardziej zorganizowane: łuki, rzędy łuków,
morze dachów , krajobrazy pustynne, tarasy, migotające ognie oraz rozgwieżdżone
nieboskłony o niezwykłej wspaniałości. W środku tych wysoko zorganizowanych
halucynacji pojawiły się ponownie proste obrazy. Pamiętam zwłaszcza pierwsze,
następujące wizje:
Seria gigantycznych sklepień
gotyckich, nieskończony chór, którego dolnych partii nie byłem w stanie
dostrzec. Krajobraz z drapaczami chmur, wspomnienie obrazów z wpływania do
portu Nowy Jork: wieże domostw, wynurzające się jedna zza drugiej lub z boku,
miały niezliczone rzędy okien. I znów brak było fundamentów. System masztów i
lin, który przypomniał mi o reprodukcji malarstwa widzianej poprzedniego dnia
(we wnętrzu namiotu cyrkowego). Wieczorne niebo o kolorze niewyobrażalnie
bladoniebieskim ponad ciemnymi dachami hiszpańskiego miasta. Miałem szczególne
uczucie antycypowania zdarzeń, byłem wypełniony radością i ostatecznie gotowy
do przygód. W jednej chwili wszystkie zgromadzone gwiazdy zajaśniały i zmieniły
się w gęsty deszcz iskier i rozbłysków, które leciały w moją stronę. Miasto i
niebo znikły. Byłem w ogrodzie i widziałem olśniewająco czerwone, żółte i
zielone światła, które spływały przez ciemną kratownicę - było to doświadczenie
pełne nieopisanej radości. Spostrzegłem, że wszystkie obrazy składały się z
niezliczonych powtórzeń tego samego elementu było wiele iskier, wiele kręgów,
wiele łuków i okien, wiele ogni itd. Nie widziałem pojedynczych obrazów, ale
zawsze były one zwielokrotnione, w nieskończonych powtórzeniach.
Czułem się jednym ze wszystkimi
romantykami i wizjonerami, byłem myślami z E. T. A. Hoffmannem, rozumiałem
specyficzny punkt widzenia Poe'go (choć w czasach, kiedy go czytałem, jego
opisy wydawały mi się przesadzone). Miałem wrażenie, że stale dostępuję
wzniosłych przeżyć artystycznych. Rozkoszowałem się barwami ołtarza w Isenheim
i doznawałem euforii oraz radości towarzyszących wizjom artystycznym. Mówiłem
też bez przerwy o sztuce nowoczesnej, a wszystkie obrazy sztuki abstrakcyjnej,
które przywoływałem z pamięci, stawały się dla mnie w jednej chwili zupełnie
oczywiste. Potem znów przychodziły doznania niezwykłego galimatiasu ich
kształtów, oraz zestawów kolorów. W moim umyśle pojawiły się najbardziej
jaskrawe i tanie ornamenty nowoczesnych lamp oraz kanapowych poduszek. Gonitwa
myli była coraz większa. Miałem jednak poczucie, że opiekun doświadczenia cały
czas nadąża za mną. Byłem oczywicie świadomy na płaszczyźnie intelektualnej, że
popędzam go. Po pierwsze, wszelkie wyjaśnienia były pod ręką. W szaleńczo
rosnącym tempie nie było czasu, aby jakąkolwiek myśl przemyśleć do końca.
Dlatego wiele zdań tylko rozpoczynałem. Gdy próbowałem koncentrować się na
wybranych obiektach, wysiłki moje były daremne, a nawet, w pewnym sensie,
wywoływały skutek odwrotny, gdyż umysł koncentrował się na przeciwnych
obrazach: drapaczach chmur zamiast kociołów, rozległej pustyni zamiast gór.
Zakładałem, że jestem w stanie dokładnie określić upływ czasu, lecz nie
zajmowałem się tym zbytnio. Kwestie tego rodzaju nie miały dla mnie
najmniejszego znaczenia. Stan mojego umysłu pozostawał niezmiennie radosny.
Byłem w świetnej formie, spokojny i brałem aktywny udział w przebiegu
doświadczenia. Od czasu do czasu otwierałem oczy. Słabe, czerwone światło
wydawało się cudowne w stopniu dużo większym niż wcześniej. Opiekun
eksperymentu, pracowicie czyniący notatki, wydawał mi się osobą niezwykle
daleką. Co jakiś czas miałem szczególne odczucia cielesne, jakby moje ręce
należały do oddalonego ode mnie ciała, a ja jakbym nie był pewien, czy to są
moje ręce. Po zakończeniu etapu doświadczenia w ciemności, trochę spacerowalem
po pokoju, niezupełnie będąc pewny swoich nóg, i znów poczułem się nie
najlepiej. Zrobiło mi się zimno i byłem wdzięczny opiekunowi eksperymentu,
kiedy zostałem przykryty kocem. Czułem się potargany, nieogolony i nie umyty.
Pokój wydawał się duży i dziwny. Później przykucnąłem na wysokim taborecie,
myśląc ustawicznie, że siedzę tu jak ptak na gałęzi. Opiekun zwrócił uwagę na
mój nieszczęsny wygląd. Wydawał się szczególnie taktowny. Miałem małe, drobno
ukształtowane dłonie. Kiedy je myłem, działo się to w dużej odległości ode
mnie, gdzie poniżej, z prawej strony. Nie było całkiem jasne, czy są to moje
ręce, ale też zupełnie nie miało to znaczenia. W dobrze mi znanym widoku na
zewnątrz, wiele elementów uległo zmianie. Poza przywidzeniami, mogłem teraz
także doświadczać realności. Poprzednio nie było to możliwe, choć i wtedy byłem
świadomy, że gdzieś tam jest rzeczywistość...
Baraki i stojący przed nimi po
lewej stronie garaż zmieniły się nagle w pejzaż pełen roztrzaskanych na kawałki
ruin. Widziałem szczątki murów i wystające belki - obrazy niewątpliwie
pochodzące ze wspomnień zdarzeń wojennych w tym rejonie. Na monotonnym,
rozległym terenie obserwowałem postaci, które próbowałem rysować, lecz nie
mogłem się w tym posunąć poza pierwsze, grube początki. Widziałem bardzo bogate
ornamenty rzeźbiarskie w ustawicznej metamorfozie, w ciągłej przemianie.
Przypominałem sobie wszystkie możliwe obce kultury, widziałem motywy Indian
meksykańskich. Spomiędzy kraty utworzonej z beleczek i wypustów, ukazywały się
drobne karykatury, bożkowie, maski, dziwnie nagle przemieszane z dziecięcymi
rysunkami ludzi. W porównaniu do eksperymentu prowadzonego w zaciemnieniu,
tempo zdarzeń zmalało.
I oto euforia minęła. Pogrążyłem
się w depresji, zwłaszcza podczas drugiej sesji, która nastąpiła potem,
prowadzonej w zaciemnieniu. O ile podczas pierwszej sesji w zaciemnieniu,
szybko zmieniające się halucynacje były jasne i świecące, o tyle teraz
dominowały kolory: niebieski, fiolet i ciemna zieleń. Większe obrazy ulegały
przemianom wolniejszym, łagodniejszym i spokojniejszym, lecz nawet one były
utworzone z drobno mżących, “elementarnych punkcików”, które szybko płynęły i
wirowały. Podczas pierwszej sesji z zaciemnieniem, ten rozgardiasz był często
dokuczliwy, teraz był daleko ode mnie, skupiając się w środku obrazu, gdzie
pojawiły się ssące usta. Ujrzałem groty z fantastycznymi wyżłobieniami i
stalaktytami, nasuwające mi wspomnienie książki z czasów dzieciństwa Im
Wunderreiche des Bergkonigs [W cudownym świecie króla gór]. Wypiętrzyły się
łagodne sklepienia łukowe. Po prawej stronie pojawił się nagle rząd dachów
baraków. Pomyślałem o wieczornych powrotach do domu podczas służby wojskowej.
Co znamienne, obrazy te ukazywały powrót do domu - nie było w nich niczego
związanego z wyjazdem, ani żądzą przygód. Czułem się chroniony, otoczony
matczyną troską, spokojny. Halucynacje nie były już tak ekscytujące, lecz
raczej łagodne i słabnące. Nieco później miałem poczucie władania tą samą mocą,
co matka. Wykazywałem pragnienie niesienia pomocy i zachowywałem się w sposób
zbyt sentymentalny i niezborny, jeśli chodzi o etykę lekarską. Dostrzegłem to i
byłem w stanie to zatrzymać. Lecz stan depresji utrzymywał się. Próbowalem
wiele razy wywołać obrazy jasne i radosne, lecz nie udawało mi się to:
pojawiały się tylko wzory niebieskie i zielone... Tęskniłem do wyobrażenia
jasnego ognia, jak podczas pierwszej sesji w zaciemnieniu. I widziałem ognie,
lecz były to ognie ofiarne, płonące na mrocznych blankach cytadeli, na
odległych, jesiennych wrzosowiskach. Raz udało mi się ujrzeć jasne, spadające
roje iskier, lecz w połowie wysokości iskry przekształciły się w skupisko cicho
przemieszczających się plam na ogonie pawia. Podczas eksperymentu byłem pod
dużym wrażeniem nieustannej harmonii i spójności mojego umysłu z rodzajem wizji.
Podczas drugiej sesji w zaciemnieniu zaobserwowałem, że przypadkowe odgłosy, a
także dźwięki specjalnie wytwarzane przez opiekuna, wpływają na zmiany obrazów
(efekt synestezji). Podobny efekt zmiany wrażeń wzrokowych można uzyskać po
naciśnięciu gałki oczu. Pod koniec drugiej sesji w zaciemnieniu starałem się
wywołać fantazje seksualne, które jednak nie pojawiły się ani razu. W żaden
sposób nie byłem w stanie wzbudzić w sobie pożądania seksualnego. Kiedy
chciałem wyobrazić sobie kobietę, pojawiały się tylko toporne,
nowoczesno-prymitywne bryły. Były całkowicie pozbawione erotyczności i
natychmiast zmieniały się w poruszające się kręgi i pętle.
Po drugiej sesji w zaciemnieniu
czułem się odrętwiały i słaby fizycznie. Pociłem się i byłem wycieńczony.
Cieszyłem się, że nie muszę iść do kawiarni na lunch. Asystent laboratoryjny,
który przyniósł nam jedzenie, wydał mi się mały i daleki, podobnie filigranowy,
jak opiekun eksperymentu...
Gdzieś około godziny trzeciej po
południu poczułem się lepiej do tego stopnia, że opiekun mógł wrócić do swojej
pracy. Z pewnym wysiłkiem udawało mi się robić notatki własnoręcznie. Usiadłem
przy stole i chciałem czytać, ale nie byłem w stanie się skoncentrować.
Wydawałem się sobie postacią z surrealistycznego malowidła, której członki nie
były połączone z ciałem, lecz raczej były namalowane gdzieś obok przez... Byłem
w depresji i rozmyślałem z zacięciem kwestię samobójstwa. Z pewnym strachem
uświadomiłem sobie, że myśli tego rodzaju są mi szczególnie bliskie. Było dla
mnie niezwykle oczywiste, że ktoś w stanie depresji popełnia samobójstwo...
W drodze do domu i wieczorem
byłem znów w stanie euforii, pełen porannych przeżyć. Doświadczyłem rzeczy
nieoczekiwanych i mocnych. Czułem, że duży fragment życia pokonałem w kilka
godzin.
Kusiło mnie, aby powtórzyć
doświadczenie.
Następnego dnia byłem beztroski w
myślach i zachowaniu, miałem duże trudności w utrzymaniu koncentracji i byłem
apatyczny... Pojawiający się okresowo stan niby-snu utrzymywał się do
popołudnia. Miałem duże trudności w przekazywaniu w sposób zborny najprostszych
rzeczy. Czułem ogólne, rosnące znużenie i miałem coraz większą świadomość
powracania do codziennej rzeczywistości. Drugi dzień po eksperymencie
przebiegał w nastroju niezdecydowania... Słaba lecz wyraźna depresja, którą
mogłem przypisać działaniu LSD tylko pośrednio, utrzymywała się przez następny
tydzień.
Psychiczne skutki działania LSD
Dla nauki obraz działania LSD
uzyskany drogą tych pierwszych eksperymentów nie był nowy. W znacznym stopniu
przypominał znane powszechnie działanie meskaliny, alkaloidu, który był
przebadany już na przełomie wieku. Meskalina jest psychoaktywnym składnikiem
kaktusa meksykańskiego Lophophora williamsii (syn. Anhalonium lewinii). Kaktus
ten był spożywany przez Indian Ameryki jeszcze w czasach przedkolumbijskich i
jest wciąż używany jako święty narkotyk podczas ceremonii religijnych. L. Lewin
w swojej monografii Phantastica (Verlag Georg Stilke, Berlin, 1924) dokładnie
opisał historię tego narkotyku, nazywanego przez Azteków pejotlem. Alkaloid
meskalina został wyodrębniony z kaktusa przez A. Hefftera w 1896 roku, a w roku
1919 E. Spath określił jego chemiczną budowę i dokonał syntezy. Była to
pierwsza substancja halucynogenna, określana także mianem fantastikum
(typologia aktywnych związków wprowadzona przez Lewina) , dostępna w czystej
postaci. Umożliwiła ona studia nad chemicznie wywoływanymi zmianami percepcji
zmysłowej, oraz nad złudzeniami (halucynacjami) i odmiennymi stanami
świadomości. W roku 1920 poszerzone badania nad meskaliną były prowadzone na
zwierzętach i z udziałem ludzi. Zostały one dokładnie opisane przez K.
Beringera w książce Der Meskalinrausch (Verlag Julius Springer, Berlin, 1927).
Ponieważ badania te nie zakończyły się sukcesem, czyli wskazaniem zastosowań
medycznych meskaliny, zainteresowanie tą aktywną substancją zmalało. Wraz z
odkryciem LSD, badania związków halucynogennych uzyskały nowy impet. Nowością
LSD w porównaniu do meskaliny była jego wysoka aktywność, mieszcząca się w
innym przedziale wielkości. Aktywna dawka meskaliny wynosząca 0.2 do 0.5 g
odpowiada dawce LSD 0.00002 do 0.0001 g. Innymi słowy, LSD jest od 5 000 do 10
000 razy bardziej aktywne niż meskalina. Wyjątkowa pozycja LSD poród
psychofarmaceutyków jest związana nie tylko z jego wysoką aktywnością, czyli
potencją ilościową, substancja ta posiada bowiem także znaczenie jakościowe i
odznacza się dużą specyfiką działania, co oznacza, że jej aktywność dotyczy
zwłaszcza ludzkiej psychiki. Można przyjąć w związku z tym, że LSD oddziałuje
na najwyższe ośrodki zawiadujące psychicznymi i intelektualnymi funkcjami
człowieka. Psychiczne skutki LSD, będące wynikiem działania tak minimalnych
ilości materiału są zbyt znaczące i różnorodne, aby dawały się wytłumaczyć
toksycznymi zakłóceniami funkcji mózgu. Gdyby LSD działało wyłącznie jako
toksyna mózgu, wówczas doświadczenia z tą substancją miałyby wyłącznie skutek
psychopatologiczny i byłyby bezwartościowe z punktu widzenia psychologii i
psychiatrii. Z drugiej strony, jest prawdopodobne, że w działaniu LSD potwierdzonym
doświadczalnie dużą rolę odgrywają zmiany przewodzenia nerwowego oraz wpływ na
aktywność połączeń nerwowych (synaps). Może to oznaczać, że to oddziaływanie
bierze się z wyjątkowej kompleksowości systemu wzajemnych powiązań i synaps, w
którym uczestniczą miliardy komórek mózgowych - systemu, który warunkuje wyższe
funkcje psychiczne i intelektualne człowieka. Byłby to obiecujący obszar
poszukiwań przy okazji prowadzenia badań nad wyjaśnieniem niezwykłej mocy LSD.
Natura aktywności LSD może
prowadzić do licznych możliwości jego wykorzystania w obszarze
medyczno-psychiatrycznym, co wykazały przełomowe badania podstawowe W. A.
Stolla. W związku z tym zakłady Sandoza przygotowały nową substancję aktywną
dla instytutów badawczych i lekarzy pod postacią leku eksperymentalnego o
zaproponowanej przeze mnie nazwie handlowej Delysid
(D-lizerginowy-dwuetyloamid). Poniżej znajduje się tekst drukowanej ulotki,
zawierającej opis możliwych zastosowań tego środka oraz konieczne ostrzeżenia.
Przyczyną wykorzystywania LSD w
psychiatrii analitycznej są następujące psychiczne skutki jego działania.
Po zażyciu LSD wygląd świata, do
którego przywykliśmy, ulega rozbiciu i głębokiej transformacji. Jest to
powiązane z utratą lub zawieszeniem bariery Ja-Ty.
Pacjenci uwięzieni w pętli
własnych problemów mogą dzięki temu doznać pomocy i uwolnić się od fiksacji i
poczucia izolacji. Efektem może być lepsze porozumienie z lekarzem oraz
zwiększona podatność na działanie psychoterapii. Te terapeutyczne cele osiąga
się również dzięki podniesieniu wrażliwości na sugestie pod wpływem działania
LSD. Innym ważnym i wartościowym z punktu widzenia psychoterapii skutkiem
zażycia LSD jest objaw pojawiania się dawno zapomnianych lub wypartych ze
świadomości zdarzeń. Traumatyczne doświadczenia, odkrywane w psychoanalizie,
mogą w ten sposób stać się dostępne dla procesu psychoterapeutycznego. Liczne
przypadki dokumentują doświadczenia pochodzące z najwcześniejszego dzieciństwa,
przywołane z całą wyrazistością podczas psychoanaliz, odbywanych pod wpływem
LSD. Nie są to zwyczajne przypomnienia, lecz raczej prawdziwe, ponowne
przeżycia, nie reminiscencje, lecz rewiwiscencje, jak nazwał je francuski
psychiatra Jean Delay.
LSD nie działa jak prawdziwe
lekarstwo; pełni raczej rolę farmaceutycznego wsparcia w trakcie postępowana
psychoanalitycznego i psychoterapeutycznego. Służy także podniesieniu
efektywności tego postępowania oraz skróceniu czasu jego trwania. LSD może
pełnić tę funkcję na dwa sposoby.