W pierwszej metodzie, rozwiniętej
w klinikach europejskich, i noszącej miano terapii psycholitycznej,
umiarkowanie mocne dawki LSD były podawane w kilku sesjach następujących po
sobie w równych odstępach czasu. Równocześnie, doświadczenia wyniesione z sesji
były przepracowywane w grupowych dyskusjach oraz poprzez rysowanie i malowanie
podczas zajęć terapii ekspresji. Termin terapia psycholityczna został ukuty
przez Ronalda A. Sandisona, angielskiego terapeutę o orientacji Jungowskiej i
pioniera badań klinicznych z użyciem LSD. Rdzeń -lysis czy -lytic oznacza zanik
napięcia lub konfliktów w ludzkiej psyche. W drugiej metodzie, preferowanej w
USA, po odpowiednio intensywnym, psychologicznym przygotowaniu pacjenta, jest
mu podawana pojedyncza, bardzo silna dawka LSD (0.3 do 0.6 mg). Metoda ta,
określana jako terapia psychodeliczna, ma na celu wywołanie doświadczenia
mistyczno-religijnego w wyniku szokowego efektu działania LSD.
Doświadczenie to może następnie
służyć jako punkt początkowy procesu przekształcania i leczenia osobowości
pacjenta podczas towarzyszącej temu doświadczeniu psychoterapii. Termin
psychodeliczny, który można tłumaczyć jako “manifestujący umysł” lub “poszerzający
umysł”, został wprowadzony przez Humphreya Osmonda, pioniera badań nad LSD w
Anglii i Stanach Zjednoczonych. Niewątpliwe zalety LSD jako pomocniczego środka
w psychoanalizie i psychoterapii biorą się z jego właściwości, które powodują
skutki całkowicie przeciwne do efektów wywołanych działaniem
psychofarmaceutyków typu tranquilizerów. Podczas gdy tranquilizery powodują
ukrycie problemów i konfliktów pacjenta, poprzez zredukowanie wrażenia ich mocy
i ważności, LSD, całkiem odwrotnie, czyni je bardziej widocznymi odczuwanymi
jeszcze intensywniej. Takie jasne rozpoznanie problemów i wniknięcie w naturę
konfliktów powoduje, że stają się one bardziej podatne na postępowanie
psychoterapeutyczne.
W kręgach zawodowych kwestia
użyteczności i skuteczności LSD w psychoanalizie i psychoterapii jest nadal
przedmiotem kontrowersji. To samo jednak dałoby się powiedzieć o innych
procedurach stosowanych w psychiatrii, takich jak elektrowstrząsy, terapia
insulinowa, czy psychochirurgia, zawierających, jak by na to nie patrzeć, dużo
większy stopień ryzyka, niż użycie LSD, które, przy zachowaniu odpowiednich
warunków, można praktycznie traktować jako bezpieczne.
Ponieważ zapomniane czy wyparte
doświadczenia mogą stać się pod wpływem LSD uświadomione w bardzo krótkim
czasie, cała kuracja ma szansę ulec znacznemu skróceniu. Dla niektórych
psychiatrów to skrócenie czasu terapii jest jednak czymś negatywnym. Uważają
oni, że przyspieszenie sprawia, iż pacjenci nie mają wystarczająco dużo czasu
na przepracowanie swych doświadczeń podczas psychoterapii. Psychiatrzy ci są
przekonani, że efekt terapeutyczny jest w takich przypadkach krótszy, niż gdy
postępowanie lecznicze jest stopniowe i wykorzystuje powolny proces wyłaniania
się świadomości doświadczenia traumatycznego.
Aby uniknąć przestraszenia
pacjenta, spowodowanego spotkaniem z tym, co niezwykłe i niecodzienne,
psycholityczne, a zwłaszcza psychodeliczne terapie zobowiązują do starannego
przygotowania pacjenta na doświadczenie z użyciem LSD. Dopiero po takich
przygotowaniach możliwa jest pozytywna interpretacja tego doświadczenia. Ważna
jest także preselekcja pacjentów, gdyż nie wszystkie rodzaje zaburzeń
psychicznych można z równie dobrą skutecznością leczyć przy pomocy tej metody.
A pomyślny przebieg psychoanalizy lub psychoterapii z użyciem LSD jest
warunkowany także specyficzną wiedzą i zasobem doświadczeń osób biorących w
nich udział W tej materii najbardziej pomocne mogą być, jak wykazał to W. A.
Stoll, auto-eksperymenty podejmowane przez samych psychiatrów. Te osobiste
doświadczenia dają lekarzom sposobność doznania bezpośredniego wglądu w
niezwykły świat wywołany działaniem LSD, a przez to umożliwiają im prawdziwe
pojęcie tych zjawisk u ich pacjentów, właściwą ich interpretację i pełne
wykorzystanie.
Na czele listy pionierów użycia
LSD jako środka wspomagającego psychoanalizę i psychoterapię należy wymienić
następujące osoby. A. K. Busch i W. C. Johnson, S. Cohen i B. Eisner, H. A.
Abramson, H. Osmond i A. Hoffer ze Stanów Zjednoczonych; R. A. Sandison z
Anglii; W. Frederking i H. Leuner z Niemiec; G. Roubicek i S. Grof z
Czechosłowacji. Druga wskazówka zawarta w ulotce zakładów Sandoza dotyczyła
użycia LSD w eksperymentalnych badaniach natury psychoz. Ta właściwość LSD
wynika z faktu, że niezwykłe stany psychiczne generowane u zdrowych osób, które
poddały się eksperymentalnie działaniu LSD są podobne do wielu objawów pewnych
zaburzeń umysłowych. Na samym początku badań nad LSD często padały
stwierdzenia, że odurzenie LSD ma co wspólnego z rodzajem “modelowej psychozy”.
Idea ta została jednak porzucona, gdyż poszerzone badania porównawcze wykazały,
że istnieją istotne różnice pomiędzy objawami psychozy a doświadczeniem z LSD.
Tym niemniej, model LSD umożliwia badanie odchyleń od normalnego stanu
psychicznego i umysłowego, oraz obserwację biochemicznych i
elektrofizjologicznych zmian towarzyszących tym odchyleniom. Być może dałoby
się uzyskać w ten sposób nowy wgląd w naturę psychoz. Zgodnie z niektórymi
teoriami, różne zaburzenia umysłowe mogą być wywoływane przez psychotoksyczne
produkty metabolizmu, posiadające taką moc, że nawet minimalne ich dawki są w
stanie zmienić funkcjonowanie komórek mózgowych. LSD jest substancją, która z
pewnością nie występuje w ludzkim organizmie, lecz jej istnienie i działanie
zdaje się wskazywać na możliwość istnienia rzadkich produktów metabolizmu,
których śladowe nawet ilości mogą wywoływać zaburzenia umysłowe. W efekcie,
dzięki temu szersze potwierdzenie znalazła teoria biochemicznego źródła pewnych
zaburzeń psychicznych, co przyczyniło się do podjęcia badań naukowych w tym
kierunku.
Jednym z medycznych zastosowań
LSD, które dotyka fundamentalnych kwestii etycznych, jest jego podawanie osobom
umierającym. Praktyka ta wywodzi się z obserwacji przeprowadzonych w klinikach
amerykańskich, gdy pacjenci chorzy na raka, z bardzo silnymi bólami, których
nie można było uśmierzyć przy pomocy konwencjonalnych lekarstw przeciwbólowych,
doznawali złagodzenia bólu lub całkowitego jego zaniku po zastosowaniu LSD.
Oczywicie, nie jest to w ścisłym
sensie działanie przeciwbólowe. Osłabienie wrażliwości na ból może być raczej
wywołane tym, że pacjenci poddani działaniu LSD są w sensie psychologicznym tak
odseparowani od swoich ciał, że ból fizyczny nie dociera do ich świadomości.
Aby działanie LSD było w takich sytuacjach skuteczne, szczególnie ważne jest
przygotowanie pacjentów na rodzaj doświadczeń i transformacji, które ich
czekają. W wielu przypadkach bardzo pomocne jest też, gdy osoba duchowna lub
psychoterapeuta kierują myśli pacjenta na kwestie religijne. Liczne,
zarejestrowane przypadki mówią o pacjentach, którzy uzyskali znaczący wgląd w
naturę życia i śmierci na łożu śmierci, gdy - uwolnieni od bólu ekstazą
wywołaną LSD - pogodzeni z własnym losem, stanęli twarzą w twarz z własną
śmiercią bez strachu i w spokoju. Dotychczasowa wiedza o podawaniu LSD osobom
umierającym została zebrana i opublikowana w pracy S. Grofa i J. Halifaxa The
Human Encounter with Death (E. P, Dutton, New York, 1977). Autorzy tej pracy,
wraz z E. Kastem, S. Cohenem i w A. Pahnke, są pionierami stosowania LSD.
Najpełniejszą dotychczas pracą
poświęconą zastosowaniu LSD w psychiatrii, Realms of the Human Unconcious:
Observationsfrom LSD Research (The Viking Press, New York, 1975), jest tu znów
praca S. Grofa, czeskiego psychiatry, który wyemigrował do Stanów
Zjednoczonych. Książka ta poddaje krytycznej ocenie doświadczenie LSD z punktu
widzenia teorii Freuda i Junga, a także analizy egzystencjalnej.
5. Od leczenia do odurzenia
Pierwsze lata po odkryciu LSD
przyniosły mi tyle zadowolenia i satysfakcji, ile doznaje każdy farmakochemik
na wiadomość, że jakaś substancja, którą wyprodukował, może się stać
wartościowym lekarstwem. Tworzenie nowych lekarstw jest bowiem celem pracy
badawczej chemika-farmaceuty - na tym polega jej sens.
Poza medyczne użycie LSD
Po z górą dziesięciu latach
nieprzerwanych badań naukowych i stosowania LSD w medycynie, moja radość z
bycia jego ojcem została jednak zakłócona, gdy pod koniec lat pięćdziesiątych
LSD zostało zagarnięte wielką falą manii odurzania się, która zaczęła
rozprzestrzeniać się w świecie Zachodu, a zwłaszcza w USA. Było zadziwiające,
jak szybko LSD przyjęło się w nowej roli środka odurzającego, by - po krótkim
czasie - zająć pierwsze miejsce wśród odurzających specyfików, przynajmniej w
kręgach zainteresowanych. Im bardziej jego stosowanie jako środka odurzającego
było rozpowszechnione, pociągając za sobą wzrost liczby niefortunnych wypadków
spowodowanych beztroskim i medycznie nie nadzorowanym użyciem, tym bardziej LSD
stawało się dzieckiem trudnym dla mnie i dla firmy Sandoz. Było całkiem
zrozumiałe, że substancja o tak fantastycznym wpływie na postrzeganie umysłowe
i doświadczanie świata zewnętrznego może spotkać się z zainteresowaniem ze
strony nauk poza medycznych, lecz nie oczekiwałem, że LSD, wywołujące głęboki,
niesamowity i mroczny skutek tak daleki od natury odprężenia, może kiedykolwiek
znaleć zastosowanie w świecie jako środek odurzający. Oczekiwałem ciekawości i
zainteresowania poza medycznego ze strony niektórych artystów - performerów,
malarzy i pisarzy - lecz nie ze strony ogółu.
Po naukowych publikacjach, jakie
ukazały się na przełomie wieków na temat meskaliny - która, jak wspominałem,
wywołuje całkiem podobne efekty psychiczne do tych, które uzyskuje się po
zażyciu LSD - użycie tego środka ograniczało się do zastosowań medycznych oraz
do eksperymentów prowadzonych w kręgach artystycznych i literackich.
Oczekiwałem tego samego po LSD. I rzeczywicie, pierwsze nie medyczne auto
eksperymenty z LSD były podejmowane przez ludzi z kręgów pisarzy, malarzy,
muzyków oraz osób rozbudzonych duchowo. Sesje z użyciem LSD wywoływały podobno
niezwykłe, estetyczne przeżycia i wnosiły nowe spojrzenie na istotę procesu
kreacji. Artyści w niecodzienny sposób zaczęli być stymulowani w swojej pracy twórczej.
Rozwinął się szczególny rodzaj sztuki, która została nazwana sztuką
psychodeliczną. Określenie to odnosi się do twórczości powstałej pod wpływem
LSD i innych narkotyków psychodelicznych, kiedy to narkotyk staje się
czynnikiem kształtującym dzieło i źródłem twórczej inspiracji. Podstawową
publikacją w tej materii jest książka Roberta E. L. Mastersa i Jean Houston
PsychedelicArt. (Balance House, 1968). Dzieła sztuki psychodelicznej nie
powstają wtedy, gdy narkotyk działa, lecz później, gdy artysta korzysta z
inspiracji pochodzących z przeżytych doświadczeń. Tak długo, jak utrzymuje się
stan odurzenia, twórcza aktywność napotyka na trudności, jeśli nie jest
całkowicie zahamowana. Napływ zmieniających się w rosnącym tempie obrazów jest
tak silny, że nie da się ich przedstawiać, ani modelować. Obejmujące całą
świadomość wizje paraliżują aktywność. Dzieła artystyczne, powstałe
bezpośrednio pod wpływem działania LSD, posiadają najczęściej charakter
szczątkowy i zasługują na uwagę nie dlatego, że stanowią osiągnięcie
artystyczne, lecz ponieważ są rodzajem psychoprogramu, który oferuje wgląd w
najgłębsze umysłowe struktury artysty, aktywowane i przywoływane do świadomości
przez LSD. Przedstawił to później monachijski psychiatra Richard P. Hartmann w
doświadczeniach prowadzonych na szeroką skalę, w których wzięło udział
trzydziestu znanych malarzy. Opublikował
on wyniki swych badań w książce Malerei aus Bereichen des Unbewussten. Kunstler
experimentieren unter LSD, (Verlag A. Ou Mont Schauberg, Kolonia, 1974). Poprzez
próby z LSD można było poczynić wartościowe spostrzeżenia oraz wytyczyć nowe
kierunki poszukiwań w obszarze psychologii i psychopatologii.
Eksperymenty z LSD dodały nowego
bodźca badaniom istoty doświadczeń religijnych i mistycznych. Religijni naukowcy
i filozofowie dyskutowali kwestię, czy religijne i mistyczne doświadczenia, do
których często dochodziło w trakcie sesji z LSD, są prawdziwe, to znaczy, czy
można je porównywać ze spontanicznym oświeceniem mistyczno-religijnym.
Ten najwcześniejszy okres poza
medycznych badań LSD, pozostających cały czas w spójnej relacji z badaniami
medycznymi i postępujących w ślad za nimi, zaczął być spowijany coraz głębszym
cieniem.
Na początku lat sześćdziesiątych
LSD stało się sensacyjnym środkiem odurzającym, a jego zażywanie przybrało w
Stanach Zjednoczonych formę manii rozprzestrzeniającej się jak epidemia poprzez
wszystkie klasy społeczne. Ten gwałtowny wzrost jego użycia, które zaczęło się
w USA niemal dwadzieścia lat wcześniej, nie był jednak wynikiem odkrycia LSD,
jak próbowali to często tłumaczyć niezorientowani obserwatorzy. Wywołały go
raczej głębokie przyczyny natury społecznej: materializm, wyobcowanie ze świata
natury poprzez industrializację i rosnącą urbanizację, brak satysfakcji
zawodowej w mechanicznej i bezdusznej pracy, nuda i bezcelowość życia w
warunkach dobrobytu i obfitości, a także brak religijnych, wychowawczych i
znaczących, filozoficznych podstaw życia. Istnienie LSD nawet przez entuzjastów
tego narkotyku było traktowane jako nieprzypadkowy zbieg okoliczności - LSD
musiało być odkryte dokładnie w tym czasie, aby nieść pomoc ludziom cierpiącym
z powodu warunków życia, jakie stwarza nowoczesność. Nie dziwi fakt, że LSD
zaczęło krążyć jako odurzający narkotyk właśnie w USA, gdzie procesy industrializacji,
urbanizacji i mechanizacji, także w rolnictwie, zaszły najdalej. Były to te
same przyczyny, które doprowadziły do powstania i rozwoju ruchu hippisów, który
narastał równolegle z falą LSD. Te dwie sprawy nie mogą być traktowane
rozłącznie.
Warte zbadania byłoby, do jakiego
stopnia spożycie narkotyków psychodelicznych stymulowało rozwój ruchu
hippisowskiego i odwrotnie. Rozprzestrzenianie się LSD poza terenem medycyny i
psychiatrii, na scenie narkotykowej, było wywołane i potęgowane przez doniesienia
na temat sensacyjnych eksperymentów z LSD. I choć eksperymenty te były
prowadzone w szpitalach psychiatrycznych i na uniwersytetach, doniesienia te
nie były publikowane w pismach naukowych, lecz raczej w magazynach i gazetach
codziennych, z podaniem licznych szczegółów. Dziennikarze stawali się królikami
doświadczalnymi. Sidney Katz, dla przykładu, wziął udział w eksperymencie z
LSD, który został przeprowadzony w kanadyjskim szpitalu Saskatchewan pod
nadzorem uznanych psychiatrów. Jego doświadczenia nie zostały jednak
opublikowane. w periodyku medycznym. Opublikował je natomiast w artykule
"Moje dwanaście godzin bycia wariatem", w swoim własnym czasopiśmie
"MacLean's Canada National Magazine", i zilustrował kolorowymi
zdjęciami zawierającymi dużo udziwnionych elementów. Poczytny niemiecki magazyn
Quick, w wydaniu 12 z 21 marca 1954 roku, przytoczył sensacyjne doniesienia
naocznego świadka na temat "śmiałego eksperymentu naukowego".
Świadectwo tego zdarzenia pochodziło od artysty malarza Wilfrieda Zellera, który
zażył "kilka kropel kwasu lizerginowego" w klinice psychiatrycznej
Uniwersytetu Wiedeńskiego. Z licznych publikacji tego typu, sprawiających, że
niefachowa propaganda odnosiła swój skutek, wystarczy, że przytoczę jeszcze
tylko jeden przykład: obszerny, ilustrowany artykuł opublikowany w czasopiśmie
“Look” we wrzeniu 1959 roku, zatytułowany "Dziwny przypadek nowego Cary
Granta", który z pewnością miał olbrzymi wpływ na rozprzestrzenienie się
spożycia LSD. Sławny aktor filmowy zażył LSD w poważanej klinice
kalifornijskiej, w ramach cyklu psychoterapeutycznego. W artykule Cary Grant
poinformował reportera czasopisma “Look”, że poszukiwał spokoju wewnętrznego
przez całe swoje życie, także poprzez jogę, hipnozę i mistycyzm, lecz nie
przyniosło mu to pomocy. Dopiero terapia z użyciem LSD uwolniła w nim nowego,
wzmocnionego wewnętrznie człowieka, i po trzech nieudanych małżeństwach wierzy
naprawdę w to, że jest w stanie kochać i uczynić kobietę szczęśliwą. Lecz
przemiana LSD z leku w narkotyk była głównie inspirowana przez działania
doktorów Timothy Leary'ego i Richarda Alperta z Uniwersytetu Harvarda. W
dalszej części tej książki opowiem więcej o doktorze Leary oraz o moim
spotkaniu z tą osobistością, która stała się znana w świecie jako apostoł LSD.
Na rynku amerykańskim pojawiły
się też książki, w których przytaczano pełniejsze przykłady fantastycznego
działania LSD. Wspomnę tutaj
tylko o dwóch spośród najważniejszych tytułów. Exploring Inner Space, Jane
Dunlap (Harcourt Brace and World, New York, 1961) i My, Self and I, Constance
A. Newland (N. A. L. Signet Books, New York, 1963). Choć w obydwu
przypadkach użycie LSD było częścią programu leczenia psychiatrycznego, autorzy
kierowali swe książki, które stały się bestsellerami, do szerokiej
publiczności. W książce Constance A. Newland, która miała podtytuł "Bliska
i całkowicie szczera relacja kobiety z jednego, odważnego doświadczenia z
użyciem najnowszego psychiatrycznego środka, LSD-25", autorka opisała w
intymnych szczegółach, jak wyleczyła się z oziębłości. Łatwo można sobie
wyobrazić, że po takich zachwytach wielu ludzi mogło chcieć samemu wypróbować
to wspaniałe lekarstwo.
Błędna opinia powielana w tego
rodzaju sprawozdaniach - że wystarczy tylko zażyć LSD, aby doświadczyć tych
cudownych skutków i transformacji na sobie samym - doprowadziła wkrótce do
szerokiego rozpowszechnienia się auto-eksperymentów z użyciem tego nowego
specyfiku.
Pojawiały się także naukowe prace
informujące o LSD i problemach z nim związanych, jak na przykład znakomita
praca psychiatry, dr. Sidneya Cohena, The Beyond Within (Atheneum, New York,
1%7), w której wyraźnie podkreślono niebezpieczeństwa związane z użyciem LSD
poza nadzorem lekarskim. Nie miały one jednak żadnego wpływu na powstrzymanie
epidemii LSD. Ponieważ doświadczenia z LSD były często prowadzone bez nadzoru
lekarskiego i w całkowitej niewiedzy co do niesamowitych, nieprzewidywalnych i
głębokich skutków jego użycia, ich finał był często smutny. Wraz ze
wzrastającym spożyciem LSD jako narkotyku, zwiększała się liczba “przerażających
podróży” - doświadczeń, które prowadziły do zagubienia i paniki, a w efekcie
tego często do wypadków, a nawet przestępstw.
Gwałtowny wzrost poza medycznego
użycia LSD na początku lat sześćdziesiątych był częściowo wynikiem i tego, że
obowiązujące wówczas w większości krajów prawo dotyczące narkotyków nie
zawierało pozycji o nazwie LSD. Z tego powodu osoby używające narkotyków
przestawiły się z narkotyków zakazanych prawem na wciąż legalne LSD. Co więcej,
ostatni patent Sandoza na produkcję LSD wygasł w 1963 roku, przez co znikała
kolejna przeszkoda na drodze do nielegalnej produkcji tego specyfiku.
Wzrost spożycia LSD jako
narkotyku spowodował obciążenie nieproduktywną pracą naszej firmy. Krajowe
laboratoria badawcze oraz przedstawiciele służby zdrowia zwracali się do nas z
próbą o raporty dotyczące właściwości chemicznych i farmakologicznych,
stabilności oraz toksyczności LSD, a także o udostępnienie analitycznych
procedur jego wykrywania w skonfiskowanych próbkach, w ciele człowieka, we krwi
i moczu. Skutkiem tego była wielotomowa korespondencja, która rozszerzała się w
ślad za zapytaniami otrzymywanymi ze wszystkich zakątków świata na temat
wypadków, zatrucia, przestępstw itp., wynikających z niewłaściwego użycia LSD.
Dla zarządu Sandoza oznaczało to spore i nie przynoszące korzyści kłopoty,
które uważano za niepotrzebne. Zdarzyło się wtedy pewnego dnia, że profesor
Stoll, pełniący w tamtym czasie funkcję dyrektora zarządzającego firmy,
powiedział mi z wyrzutem: "Lepiej, gdybyś LSD wcale nie odkrył".
W tamtym czasie nachodziły mnie
stale wątpliwości, czy farmakologicznie i psychicznie cenne właściwości LSD
rekompensują niebezpieczeństwa i możliwe szkody wynikające z jego niewłaściwego
użycia. Czy LSD jest błogosławieństwem dla ludzkości, czy przekleństwem? To
pytanie zadawałem sobie często, kiedy myślałem o moim trudnym dziecku.
Inne moje lekarstwa, Methergina,
Diethyloergotamina i Hydergina nie przysparzały mi takich problemów i kłopotów.
Nie były trudnymi dziećmi; ponieważ brak im było tej dziwnej właściwości,
prowadzącej do złego użycia. Badania nad nimi przebiegały zadowalająco, a
substancje te stały się wartościowymi z punktu widzenia terapii lekarstwami.
Zainteresowanie LSD miało kulminację w latach 1964-1966 nie tylko z powodu
entuzjazmu, z jakim wypowiadali się na temat jego cudownych właściwości
fanatycy tego środka i hippisi, ale także za sprawą raportów z wypadków,
załamań psychicznych, aktów przestępczych, morderstw i samobójstw wywołanych
działaniem LSD. Panowała prawdziwa LSD-histeria.