Jolanta Chyłkiewicz 29 października 2009
Udo Schulz zachorował na raka żołądka. Leczenie onkologiczne przynosiło co prawda dobre efekty, ale mężczyznę zabijały czarne myśli. Cierpiał też na bezsenność. Rozmowy z psychologiem niewiele dawały. Pomogła mu dopiero terapia u szwajcarskiego lekarza, Petera Gassera (prowadzi prywatną praktykę psychiatryczną w Solurze), podczas której dostał dwie dawki LSD. Narkotyk dał mu zastrzyk energii, której potrzebował, gdy był załamany chorobą – stwierdził w wywiadzie dla „Der Spiegel”. Minął już rok, a lęki nie wróciły. Udo czuje się na tyle dobrze, że może pracować. W wolnym czasie jeździ na rowerze i gra w ping-ponga.
LSD lekarstem na lęki
Schultz był pierwszym z ośmiu pacjentów, którym dr Gasser podał LSD do zwalczania lęku spowodowanego ciężką chorobą. U trójki pacjentów terapia przyniosła trwałą poprawę – twierdzi Gasser. Pozostali czują się dobrze, ale jak twierdzi szwajcarski psychiatra – minęło zbyt mało czasu, by można było mówić o sukcesie w leczeniu. Dr Gasser jest ostrożny w słowach, bo stosowanie narkotyków w medycynie to sprawa niezwykle delikatna, sama zaś terapia LSD jest największym od 30 lat psychiatrycznym eksperymentem. Od jego wyników będzie zależało, czy ulubiony narkotyk hipisów, a także inne środki halucynogenne znowu znajdą zastosowanie w leczeniu chorób psychicznych. Znowu, bo w latach 50. i 60. stosowano je już do zwalczania depresji, fobii, manii i lęków.
LSD psychiczną bombą atomową
LSD został odkryty przez przypadek w 1938 roku przez szwajcarskiego chemika Alberta Hofmanna. Z grzybka pasożytującego na zbożu, buławinki czerwonej, próbował on wyodrębnić substancję pobudzającą krążenie, a otrzymał środek powodujący odmienne stany świadomości, który później nazwano psychiczną bombą atomową. Kiedy Hofmann zażył go po raz pierwszy, sądził, że umiera. Jednak następnego dnia czuł się tak błogo, jakby podarowano mu nowe życie. Od samego początku był przekonany, że wynalazł substancję nadającą się do wywołania stanu rozluźnienia, zbawienną dla wielu ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Jakież więc było jego rozczarowanie, kiedy LSD stało się ulubioną zabawką dzieci kwiatów, CIA zaczęła go stosować podczas przesłuchań, a armia testować jako broń do psychicznego zniewalania wroga. Dyrektor firmy Sandoz z Bazylei, produkującej halucynogenne tabletki, powiedział wtedy Hofmannowi: „Lepiej, gdybyś tego LSD w ogóle nie wynalazł”. Ostatecznie, by zlikwidować dostęp do halucynogenu, w 1967 roku FDA zabroniła jego produkcji i stosowania. Od tej chwili był już tylko nielegalnym narkotykiem.
W niektórych gabinetach psychiatrycznych LSD używano jednak jeszcze w latach 70. W 1976 roku z powodu nawracających koszmarów skutecznej terapii poddał się m.in. Yehiel De-Nur, autor „Domu lalek”, który przeżył Auschwitz. Wizje pomieszane ze wspomnieniami z obozu opisał potem we wstrząsającej książce „Shivitti:A vision”. W Szwajcarii w wyjątkowych przypadkach po odpowiednim zezwoleniu komisji lekarskiej używano go jeszcze w latach 90. Wtedy właśnie dr Gasser zaczął uczyć się stosowania halucynogenów.
LSD doprowadzało do samobójstw
Dzięki zdobytej wówczas wiedzy mógł teraz rozpocząć pierwszą po 30 latach eksperymentalną terapię przy użyciu najsilniejszego z nich, LSD. Leczenie nim wymaga sporej wiedzy, bo LSD może powodować nieraz straszliwe wizje. W latach 60. zdarzały się przypadki, w których ludzie znajdujący się pod jego wpływem wyskakiwali przez okno albo okaleczali się. Sam Albert Hofmann, który nieświadomie wziął gigantyczną dawkę LSD, wspominał potem: „Demon opanował moją duszę. Wszyscy ludzie, których widziałem, mieli na sobie straszne maski”. Reakcji na LSD nigdy nie da się przewidzieć. Dlatego podczas sesji terapeutycznych u dr. Gassera leki uspokajające zawsze czekają w pogotowiu na wypadek, gdyby pacjent chciał targnąć się na życie.
Nie zostały jednak ani razu użyte, bo szwajcarski lekarz wie, w jaki sposób uchronić pacjentów przed nieprzyjemnymi wrażeniami po LSD. Dr Gasser twierdzi, żereakcja chorego na narkotyk zależy w dużej mierze od otoczenia. Jeśli czuje się spokojny i bezpieczny (gabinet psychiatry jest przytulny, z głośników sączy się muzyka), nie ma po LSD strasznych halucynacji. Terapii towarzyszą przyjemne, trudne do opisania przeżycia – pacjent zaczyna inaczej postrzegać własne ciało, szybuje w przestworzach, ma poczucie łączności ze światem albo istotą wyższą. Już samo to wrażenie jest tak niezwykłe, że wydaje się mieć korzystny wpływ na psychikę i spycha niepokój na plan dalszy. Wizje, zdaniem dr. Gassera, to tylko skutek uboczny działania LSD. Ważniejsze, że pod jego wpływem pacjenci szybciej nawiązują kontakt z terapeutą i stają się bardziej podatni na sugestie.
Tego samego zdania był czeski psychiatra Stanislav Grof, znany z tego, że prowadził tzw. turbopsychoanalizę, podając wcześniej pacjentom LSD. Twierdził on, że po kilku takich spotkaniach widać było efekty, jakie normalnie osiąga się po kilku latach terapii. – LSD działa na korę mózgową i zmniejsza zdolność do racjonalnej oceny. Pacjent staje się więc bardziej otwarty i łatwiej przyjmuje wszelkie przekazy psychoterapeutyczne – mówi prof. Jerzy Vetulani, psychofarmakolog i neurobiolog z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie. Łatwiej poddaje się terapii, a jednocześnie sam LSD wydaje się zmniejszać lęk podobnie jak nowoczesne leki. Układ w mózgu, odpowiedzialny za jego regulację, jest czuły na serotoninę. Chemicznie LSD jest do niej podobny, dlatego przypuszczalnie może uwalniać pacjentów nawet od silnego niepokoju.
Halucynogeny są nieocenione w leczeniu
Halucynogeny mają w sobie wielki, nieodkryty jeszcze potencjał – twierdzi prof. Charles Grob, psychiatra z Ośrodka Medycznego Harbor-UCLA. Za tym, by ponownie zaczęto używać ich w leczeniu, od kilku lat opowiadają się naukowcy i lekarze zrzeszeni w Swiss Medical Society for Psycholytic Therapy (dr Gasser jest jego przewodniczącym) oraz amerykańskim Multidyscyplinary Association for Psychodelic Studies. Są zgodni co do jednego: środki halucynogenne to ostateczność i nie należy ich stosować u zdrowych tylko dla poprawy samopoczucia.
Na razie próbują rozstrzygnąć jedynie, na ile halucynogeny mogą przydać się w łagodzeniu lęku przed śmiercią u chorych na raka. Ale planują także doświadczenia sprawdzające, czy te narkotyczne środki mogą być pomocne w leczeniu depresji, natręctw, choroby dwubiegunowej, a także w tzw. zespole klasterowym Hortona. Ta choroba objawia się wyjątkowo silnymi, niekiedy opornymi na leczenie bólami głowy. Chorzy, którym nie pomagają środki przeciwbólowe, na własną rękę zaczęli sięgać po halucynogeny. Okazało się, że u 85 proc. z nich likwidowały ból, i to lepiej niż zalecane przez lekarzy specyfiki (te pomagały zaledwie co drugiemu pacjentowi). Środki halucynogenne zapobiegały też kolejnym napadom bólu, twierdzili chorzy. Amerykańscy lekarze chcą sprawdzić, czy rzeczywiście środek ten jest tak skuteczny, jak mówią stosujący go na własną odpowiedzialność pacjenci.
Gdyby Albert Hofmann żył, i tak byłby szczęśliwy, że jego demoniczny wynalazek ma szansę posłużyć wreszcie do czegoś dobrego.
Czym LSD różni się od amfetaminy?
Halucynogeny to inna grupa narkotyków niż amfetamina czy heroina. Nie są toksyczne dla organizmu. Nie powodują też uzależnień, bo inaczej działają na mózg niż heroina czy amfetamina. Te najbardziej znane narkotyki powodują wyrzut dopaminy i szybkie pobudzenie układu nagrody, który jest centrum przyjemności w mózgu. Kiedy po pewnym czasie ilość tego hormonu spada, zaczynamy odczuwać narkotyczny głód. LSD i inne środki halucynogenne, takie jak psylocybina z grzybów np. łysiczki lancetowatej, czy meskalina z kaktusów pejotl, nie uwalniają dopaminy, tylko działają na komórki nerwowe czułe na serotoninę. Po ich zażyciu w pierwszej chwili pojawiają się nieprzyjemne wrażenia. Dopiero po pewnym czasie powstają przyjemne doznania generowane przez układ nagrody. Do jego pobudzenia dochodzi jednak pośrednio, a reakcja ta jest rozłożona w czasie. Dlatego nie ma ryzyka uzależnienia.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/nauka/lsd-uleczy-leki,48010,3
LSD lekarstem na lęki
Schultz był pierwszym z ośmiu pacjentów, którym dr Gasser podał LSD do zwalczania lęku spowodowanego ciężką chorobą. U trójki pacjentów terapia przyniosła trwałą poprawę – twierdzi Gasser. Pozostali czują się dobrze, ale jak twierdzi szwajcarski psychiatra – minęło zbyt mało czasu, by można było mówić o sukcesie w leczeniu. Dr Gasser jest ostrożny w słowach, bo stosowanie narkotyków w medycynie to sprawa niezwykle delikatna, sama zaś terapia LSD jest największym od 30 lat psychiatrycznym eksperymentem. Od jego wyników będzie zależało, czy ulubiony narkotyk hipisów, a także inne środki halucynogenne znowu znajdą zastosowanie w leczeniu chorób psychicznych. Znowu, bo w latach 50. i 60. stosowano je już do zwalczania depresji, fobii, manii i lęków.
LSD psychiczną bombą atomową
LSD został odkryty przez przypadek w 1938 roku przez szwajcarskiego chemika Alberta Hofmanna. Z grzybka pasożytującego na zbożu, buławinki czerwonej, próbował on wyodrębnić substancję pobudzającą krążenie, a otrzymał środek powodujący odmienne stany świadomości, który później nazwano psychiczną bombą atomową. Kiedy Hofmann zażył go po raz pierwszy, sądził, że umiera. Jednak następnego dnia czuł się tak błogo, jakby podarowano mu nowe życie. Od samego początku był przekonany, że wynalazł substancję nadającą się do wywołania stanu rozluźnienia, zbawienną dla wielu ludzi z zaburzeniami psychicznymi. Jakież więc było jego rozczarowanie, kiedy LSD stało się ulubioną zabawką dzieci kwiatów, CIA zaczęła go stosować podczas przesłuchań, a armia testować jako broń do psychicznego zniewalania wroga. Dyrektor firmy Sandoz z Bazylei, produkującej halucynogenne tabletki, powiedział wtedy Hofmannowi: „Lepiej, gdybyś tego LSD w ogóle nie wynalazł”. Ostatecznie, by zlikwidować dostęp do halucynogenu, w 1967 roku FDA zabroniła jego produkcji i stosowania. Od tej chwili był już tylko nielegalnym narkotykiem.
W niektórych gabinetach psychiatrycznych LSD używano jednak jeszcze w latach 70. W 1976 roku z powodu nawracających koszmarów skutecznej terapii poddał się m.in. Yehiel De-Nur, autor „Domu lalek”, który przeżył Auschwitz. Wizje pomieszane ze wspomnieniami z obozu opisał potem we wstrząsającej książce „Shivitti:A vision”. W Szwajcarii w wyjątkowych przypadkach po odpowiednim zezwoleniu komisji lekarskiej używano go jeszcze w latach 90. Wtedy właśnie dr Gasser zaczął uczyć się stosowania halucynogenów.
LSD doprowadzało do samobójstw
Dzięki zdobytej wówczas wiedzy mógł teraz rozpocząć pierwszą po 30 latach eksperymentalną terapię przy użyciu najsilniejszego z nich, LSD. Leczenie nim wymaga sporej wiedzy, bo LSD może powodować nieraz straszliwe wizje. W latach 60. zdarzały się przypadki, w których ludzie znajdujący się pod jego wpływem wyskakiwali przez okno albo okaleczali się. Sam Albert Hofmann, który nieświadomie wziął gigantyczną dawkę LSD, wspominał potem: „Demon opanował moją duszę. Wszyscy ludzie, których widziałem, mieli na sobie straszne maski”. Reakcji na LSD nigdy nie da się przewidzieć. Dlatego podczas sesji terapeutycznych u dr. Gassera leki uspokajające zawsze czekają w pogotowiu na wypadek, gdyby pacjent chciał targnąć się na życie.
Nie zostały jednak ani razu użyte, bo szwajcarski lekarz wie, w jaki sposób uchronić pacjentów przed nieprzyjemnymi wrażeniami po LSD. Dr Gasser twierdzi, żereakcja chorego na narkotyk zależy w dużej mierze od otoczenia. Jeśli czuje się spokojny i bezpieczny (gabinet psychiatry jest przytulny, z głośników sączy się muzyka), nie ma po LSD strasznych halucynacji. Terapii towarzyszą przyjemne, trudne do opisania przeżycia – pacjent zaczyna inaczej postrzegać własne ciało, szybuje w przestworzach, ma poczucie łączności ze światem albo istotą wyższą. Już samo to wrażenie jest tak niezwykłe, że wydaje się mieć korzystny wpływ na psychikę i spycha niepokój na plan dalszy. Wizje, zdaniem dr. Gassera, to tylko skutek uboczny działania LSD. Ważniejsze, że pod jego wpływem pacjenci szybciej nawiązują kontakt z terapeutą i stają się bardziej podatni na sugestie.
Tego samego zdania był czeski psychiatra Stanislav Grof, znany z tego, że prowadził tzw. turbopsychoanalizę, podając wcześniej pacjentom LSD. Twierdził on, że po kilku takich spotkaniach widać było efekty, jakie normalnie osiąga się po kilku latach terapii. – LSD działa na korę mózgową i zmniejsza zdolność do racjonalnej oceny. Pacjent staje się więc bardziej otwarty i łatwiej przyjmuje wszelkie przekazy psychoterapeutyczne – mówi prof. Jerzy Vetulani, psychofarmakolog i neurobiolog z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie. Łatwiej poddaje się terapii, a jednocześnie sam LSD wydaje się zmniejszać lęk podobnie jak nowoczesne leki. Układ w mózgu, odpowiedzialny za jego regulację, jest czuły na serotoninę. Chemicznie LSD jest do niej podobny, dlatego przypuszczalnie może uwalniać pacjentów nawet od silnego niepokoju.
Halucynogeny są nieocenione w leczeniu
Halucynogeny mają w sobie wielki, nieodkryty jeszcze potencjał – twierdzi prof. Charles Grob, psychiatra z Ośrodka Medycznego Harbor-UCLA. Za tym, by ponownie zaczęto używać ich w leczeniu, od kilku lat opowiadają się naukowcy i lekarze zrzeszeni w Swiss Medical Society for Psycholytic Therapy (dr Gasser jest jego przewodniczącym) oraz amerykańskim Multidyscyplinary Association for Psychodelic Studies. Są zgodni co do jednego: środki halucynogenne to ostateczność i nie należy ich stosować u zdrowych tylko dla poprawy samopoczucia.
Na razie próbują rozstrzygnąć jedynie, na ile halucynogeny mogą przydać się w łagodzeniu lęku przed śmiercią u chorych na raka. Ale planują także doświadczenia sprawdzające, czy te narkotyczne środki mogą być pomocne w leczeniu depresji, natręctw, choroby dwubiegunowej, a także w tzw. zespole klasterowym Hortona. Ta choroba objawia się wyjątkowo silnymi, niekiedy opornymi na leczenie bólami głowy. Chorzy, którym nie pomagają środki przeciwbólowe, na własną rękę zaczęli sięgać po halucynogeny. Okazało się, że u 85 proc. z nich likwidowały ból, i to lepiej niż zalecane przez lekarzy specyfiki (te pomagały zaledwie co drugiemu pacjentowi). Środki halucynogenne zapobiegały też kolejnym napadom bólu, twierdzili chorzy. Amerykańscy lekarze chcą sprawdzić, czy rzeczywiście środek ten jest tak skuteczny, jak mówią stosujący go na własną odpowiedzialność pacjenci.
Gdyby Albert Hofmann żył, i tak byłby szczęśliwy, że jego demoniczny wynalazek ma szansę posłużyć wreszcie do czegoś dobrego.
Czym LSD różni się od amfetaminy?
Halucynogeny to inna grupa narkotyków niż amfetamina czy heroina. Nie są toksyczne dla organizmu. Nie powodują też uzależnień, bo inaczej działają na mózg niż heroina czy amfetamina. Te najbardziej znane narkotyki powodują wyrzut dopaminy i szybkie pobudzenie układu nagrody, który jest centrum przyjemności w mózgu. Kiedy po pewnym czasie ilość tego hormonu spada, zaczynamy odczuwać narkotyczny głód. LSD i inne środki halucynogenne, takie jak psylocybina z grzybów np. łysiczki lancetowatej, czy meskalina z kaktusów pejotl, nie uwalniają dopaminy, tylko działają na komórki nerwowe czułe na serotoninę. Po ich zażyciu w pierwszej chwili pojawiają się nieprzyjemne wrażenia. Dopiero po pewnym czasie powstają przyjemne doznania generowane przez układ nagrody. Do jego pobudzenia dochodzi jednak pośrednio, a reakcja ta jest rozłożona w czasie. Dlatego nie ma ryzyka uzależnienia.
http://www.newsweek.pl/artykuly/sekcje/nauka/lsd-uleczy-leki,48010,3